Zdzisław Wardejn to aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, odznaczony Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Znany z serii "Kogel-mogel", "Na dobre i na złe" i wielu innych popularnych produkcji.
W kwietniu skończy 84 lata, choć teoretycznie "powinien" nie żyć prawie siedem dekad temu. - Przez dwa i pół miesiąca z prawnego punktu widzenia byłem nieżywy. Musiała odbyć się sądowa rozprawa, na której zakwestionowano moje akty zgonu. Dopiero po niej oficjalnie zostałem przywrócony do życia - opowiedział Wardejn Plejadzie.
Wielu było w szoku, widząc mnie żywego. Brali udział w moim pogrzebie i byli przekonani, że zostałem zamordowany - opowiadał aktor, który "przeżył swoją śmierć", gdy miał 16 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystko zaczęło się w 1956 r. Pod koniec czerwca w Poznaniu miał miejsce historyczny i tragiczny w skutkach strajk generalny. W tamtych dniach zginęło 58 osób. Przez przypadek w centrum zdarzeń znalazł się Zdzisław Wardejn, mający wówczas 16 lat. Aktor wspominał, że nie brał "aktywnego udziału w tych demonstracjach", ale stał w tłumie.
W nocy w końcu postanowiłem wrócić do domu. Nie wiedziałem jednak, że cały teren wokół był obstawiony przez wojsko. Podszedł do mnie mówiący po rosyjsku żołnierz w polskim mundurze i mnie złapał - wspomina aktor.
Nastolatek spędził trzy dni na przesłuchaniu. Kiedy po tym czasie wrócił do rodzinnego domu, był w szoku zastanej sytuacji.
Wszedłem do domu i zobaczyłem oparty o wazon swój portret z czarną przepaską, a obok pięć moich aktów zgonu. To była stypa po moim pogrzebie. Okazało się, że po tym, jak nie wróciłem na noc, mama zaczęła mnie szukać w szpitalach i kostnicach - mówi aktor.
Matka usłyszała, że syn został śmiertelnie postrzelony. Później pokazano jej ciało z zabandażowaną twarzą. "Rozpoznała" go jednak po układzie pieprzyków na brodzie.
Była przekonana, że zginąłem i postanowiła mnie pochować. Dziś myślę sobie, że może chciała raz na zawsze zamknąć pewien etap swojego życia. Stwierdziła, że skoro zamordowano jej męża, to syna mógł spotkać ten sam los. Wolała zorganizować mi pogrzeb i to wszystko zakończyć, niż zastanawiać się, co się ze mną stało - powiedział aktor.
Kiedy wszystko się wyjaśniło, nastąpił długi proces "przywracania do życia". Formalnie Wardejn był martwy jeszcze przez dwa miesiące, bo tyle trzeba było czekać na rozprawę sądową z zakwestionowaniem aktu zgonu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.