Jestem przekonany, że serial "Informacja zwrotna" poruszy serca wielu Polaków. Gdy skończyłeś zdjęcia, miałeś poczucie, że zrobiliście coś naprawdę ważnego?
Zdecydowanie. Wiedziałem, że ten materiał nie pozostawi widza obojętnym. Miałem też poczucie, że nakręciliśmy coś, co nie obraża inteligencji widza.
W którym momencie życia przeczytałeś książkę Kuby Żulczyka "Informacja zwrotna"?
Kiedy dowiedziałem się od producenta Łukasza Dzięcioła, że są plany i zakusy, żebym zagrał w serialu, który będzie adaptacją powieści Kuby. Było to pod koniec 2021 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Byłeś ciekawy, jak treść powieści zostanie przeniesiona na filmowy scenariusz? Gdzie zostaną w scenariuszu położone akcenty?
Oczywiście, że tak - byłem bardzo ciekawy scenariusza Kacpra Wysockiego, ale miałem do niego zaufanie, bo poznaliśmy się przy okazji "Klangora", który napisał Kacper. Tamten scenariusz był wyśmienity. W napięciu więc czekałem, co dostanę od niego i już tłumaczę dlaczego. Muszę przyznać, że po lekturze powieści byłem trochę zaniepokojony, bo jako czytelnik nie polubiłem Marcina Kani. Wyobraziłem sobie siebie jako widza serialu, który nie potrafi empatycznie kibicować głównemu bohaterowi, bo go po prostu nie lubi. Pamiętam jedną scenę, o której potem rozmawialiśmy i z Kacprem, i z Kubą Żulczykiem, i z Łukaszem, która potem całe szczęście nie weszła do adaptacji. Ta scena w moich oczach absolutnie przekreśliła Marcina Kanię. Scena, w której on wraca do domu i zabija swojego psa po to, żeby skrzywdzić swoją rodzinę. Bohater w filmie czy serialu może robić najgorsze okropieństwa, ale gdy zabija swojego psa, nie ma u widza żadnych szans. Myślę, że dla Kacpra też ważne było, żeby "ocieplić" tego Marcina i dać mu szansę w oczach widza. Dlatego też zrezygnowano z wątku Kruszynki, czyli jego kochanki - po to, żeby go trochę przybliżyć do rodziny.
Dla wielu osób "Informacja zwrotna" to najlepsza książka Kuby Żulczyka. Czy przed wejściem na plan mieliście pewnego rodzaju strach, że nie możecie "popsuć" tego materiału, który dla tylu Polaków ma specjalne miejsce w ich sercach?
Też uważam, że to jest najlepsza książka Kuby, choć dopiero co kupiłem sobie "Dawno temu w Warszawie" i moja opinia może niedługo się zmienić, bo słyszałem same zachwyty nad tą powieścią. Wszyscy całą ekipą czuliśmy, że naszym głównym zadaniem jest nie zepsuć tego materiału.
Bardzo w serialu podoba mi się, że scen, w których widać rozpacz alkoholową Marcina Kani, wcale nie jest aż tak dużo. Oczywiście bez nich nie dałoby się opowiedzieć tej historii, ale akcent położony jest w zupełnie innych miejscach. W moich oczach wręcz nie jest to serial o chorobie alkoholowej.
Podobało mi się, że po przeczytaniu scenariusza zobaczyłem, że tych scen jest dokładnie tyle, ile trzeba, że nie chcemy nimi epatować. Gorsze dla mnie były sceny wśród "Jutrzaków", czyli w poradni AA, gdzie Marcin próbuje się leczyć. A tych scen, bardzo emocjonalnych, nakręciliśmy o wiele więcej, niż weszło do serialu. Te sceny faktycznie wspominam średnio i ich się najbardziej bałem. Na terapii AA byłem raz w życiu. Nie dlatego, że miałem jakiś problem, tylko dlatego, że pisałem musical o Krzyśku Jaryczewskim i zespole Oddział Zamknięty. Robiąc research, poprosiłem Krzyśka, żeby mnie tam wprowadził. Potrzebna była do tego zgoda wszystkich uczestników spotkania. Gdy zobaczyłem, co się tam dzieje - jak i o czym ludzie sobie opowiadają... Nie ma takiego konfesjonału na świecie, jak spotkanie ludzi na meetingu AA, którzy wyrzucają z siebie wszystko - całe błoto, wszystko, co jest złe. I nie ukwiecają tego, nie ubierają tego w piękne słowa, żeby się obronić. Dlatego na tych wszystkich scenach u "Jutrzaków" był jeden wielki płacz, jedno wielkie smarkanie i rozwalanie się psychicznie do końca. Tego nie można po prostu zagrać, trzeba wejść w buty takiego bohatera. Wiem, że reszta aktorów też te sceny mocno przeżyła.
A po zdjęciach ciężko było wyrzucić Marcina Kanię "z twardego dysku"?
Cóż, zagrałem już trochę trudnych i emocjonalnych ról w życiu (śmiech). Niemniej Marcin Kania był dla mnie najtrudniejszym wyzwaniem zawodowym. Pół roku przygotowań, pół roku na planie. Jeśli chodzi o ciężar roli, mogę to tylko porównać do Edwarda Środonia z filmu "Dom zły". Wtedy jednak nie miałem wykształconych w sobie mechanizmów obronnych, a przede wszystkim nie miałem zespołu Dr Misio. I to właśnie Dr Misio zawsze jest moim sposobem na odreagowanie roli, którą przed chwilą zagrałem. Zaraz po skończeniu zdjęć do "Informacji zwrotnej", zacząłem spotykać się z chłopakami i nagrywać nowy album "Chory na Polskę", który zresztą niedawno miał swoją premierę. Jeśli wsłuchasz się w teksty, w 2-3 piosenkach słychać tego Marcina Kanię. Szczególnie mówi o tym utwór "Prawda". Marcin Kania jako autor największych przebojów zespołu Teatr Lalek spokojnie mógłby być również autorem tej piosenki. Tyle że my o takich tantiemach, jakie dostaje Kania, możemy tylko pomarzyć (śmiech).
Rozmawiał Filip Borowiak
Zobaczcie też nasz ostatni wywiad ze studia Wirtualnej Polski. Gościem ostatniego odcinka była Anita Lipnicka. Piosenkarka opowiedziała m.in. o pracy nad swoją najnowszą płytą "Śnienie", zdradziła również, dlaczego nie można jej zobaczyć na najpopularniejszych festiwalach w Polsce oraz czy rozważyłaby udział jako jurorka w "The Voice of Poland". Cały wywiad do obejrzenia tutaj:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.