Artur Orzech przed laty prowadził program "Szansa na sukces". W pewnym momencie jednak zniknął z tego formatu. Ówczesny pracodawca dziennikarza wyjaśnił, że pewnego dnia po prostu nie pojawił się w pracy.
Stanowisko Orzecha w tej sprawie nie pokrywa się z tym, co przedstawiła Telewizja Polska. - Mój wpływ na program był coraz mniejszy, a od pewnego momentu - żaden. Moją rolę sprowadzono wyłącznie do prowadzenia "Szansy na sukces". Przez ponad 30 lat w mediach naprawdę dużo zrobiłem i tylko występowanie przed kamerą mnie już nie interesuje - powiedział w rozmowie z Plejadą.
Poza tym coraz częściej słyszałem od artystów, którzy przychodzili do "Szansy…", że robią to tylko ze względu na mnie. To był dla mnie znak, że jednak to, co dzieje się w TVP w sferze informacji i publicystyki, rykoszetem uderza w program, w który jestem zaangażowany - dodał eksprowadzący "Szansy na sukces".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Artur Orzech: Nikt nie pytał mnie o zdanie
W pewnym momencie Artur Orzech nie był już brany pod uwagę w kontekście ustalania gości programu. - Nikt nie pytał mnie o zdanie. Na kilka dni przed nagraniami dostałem mail z informacją, kto pojawi się w następnym odcinku i tyle. Trwały już wtedy prace nad zgromadzeniem dokumentacji do programu, szukano materiałów archiwalnych z udziałem gości. Jedyne, co mogłem zrobić, to zrezygnować z prowadzenia "Szansy na sukces". I tak też się stało - wyznał.
Orzech o swoich zamiarach poinformował kierownika produkcji dwa dni przed planowanymi nagraniami. - To nie odbyło się tak, jak przedstawiała to Telewizja Polska - czyli że nikomu nic nie powiedziałem, milczałem i nie pojawiłem się na nagraniach. To pewne zafałszowanie. Gdyby rzeczywiście tak było, skąd wziąłby się Marek Sierocki? Przechodził korytarzem przy S-5 na Woronicza? Przecież nie wyciągnięto go jak królika z kapelusza iluzjonisty. Produkcja wiedziała, że mnie nie będzie, w związku z czym sięgnięto po niego jako zastępstwo - kontynuował.
Dziennikarz został zobligowany do zapłacenia kary finansowej. - Karę zapłaciłem, co oznacza, że to ja zrezygnowałem ze współpracy z Telewizją Polską, a nie odwrotnie, jak próbowano przedstawić tę sytuację - podsumował.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.