O odejściu Bohdana Gadomskiego poinformowano na jego oficjalnym facebookowym koncie dopiero kilkanaście dni po jego śmierci. Choć dziennikarz od dawna chorował, wciąż nieznane są przyczyny jego zgonu.
Wiadomo, że ostatnie tygodnie życia spędził w jednym z łódzkich szpitali. Prokuratura bada okoliczności, w jakich do niego trafił.
Mężczyzna do 6 marca przebywał w jednym z łódzkich szpitali, gdzie trafił w końcu lutego. Po wypisaniu ze szpitala udał się do domu zaprzyjaźnionych osób, które sprawowały nad nim opiekę. W dniu 8 marca rano wezwano tam pogotowie, w związku z utratą przytomności. Mężczyzna trafił do szpitala. Tam, 24 marca, zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Ciało zabezpieczone zostało do dyspozycji prokuratury. Śledztwo trwa, jest jeszcze zbyt wcześnie, by wyciągać wnioski - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Po kilku tygodniach dochodzenia dziennikarzom programu "Alarm!" udało się ustalić, że do śmierci Bohdana Gadomskiego nie doszło z przyczyn naturalnych.
Przyczyną śmierci Bohdana G. było uszkodzenie środkowego układu nerwowego, będącego konsekwencją zaaplikowania zbyt dużej dawki insuliny. Naszą rolą jest obecnie ustalenie, w jakich okolicznościach zbyt duża dawka insuliny została podana. Mamy w tym zakresie kilka hipotez - powiedział rzecznik prokuratury.
Gadomski cierpiał na cukrzycę, więc pobieranie dawek insuliny było jego codziennością. Według reporterów "Alarmu!" do śmierci dziennikarza mogło dojść wskutek użycia zwykłej strzykawki, a nie specjalistycznej, która zapobiega przedawkowaniu substancji.
Nie wiadomo, jaki udział w sprawie może mieć opiekun Gadomskiego, który rzekomo miał zmusić dziennikarza do zmiany testamentu. Organy ścigania zapewne zbadają i tę okoliczność.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.