O sprawie pisze serwis pomponik.pl. Przypomina, że Ryszard Pisarski zgłosił się do konkursu organizowanego przez poznańską rozgłośnię Polskiego Radia w 1959 roku. Miał wówczas 21 lat.
Czytaj więcej: Szybki test osobowościowy. "Jesteś bardzo skrytą osobą"
Jury z Mieczysławem Foggiem na czele przyznało młodemu chłopakowi drugie miejsce w tym muzycznym starciu. Pierwsze zajęła bowiem Wiesława Drojecka (śpiewała m.in. "Nie wierzę piosence").
Mieczysław Fogg publicznie nazwał go wschodzącą gwiazdą polskiej piosenki i typował na swojego następcę - podaje pomponik.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ryszard Pisarski był gwiazdą PRL-u. Teraz ma problemy zdrowotne i długi
Pisarski w latach 60. XX wieku licznie koncertował. Szczególnie często występował w kurortach nad Bałtykiem. Nigdy nie wydał jednak własnej płyty.
Gościłem też w szkołach, domach kultury, klubach "Ruchu", wiejskich świetlicach. Prowadziłem zakrojoną na szeroką skalę działalność artystyczną. Nie zliczę, ile dałem koncertów, ile imprez poprowadziłem. Było tego tysiące - mówił w programie "Odnalezione melodie" na antenie radiowej Jedynki.
W latach 90. artysta zakończył karierę. Zamieszkał wówczas w Bornem Sulinowie. Całkowicie o nim zapomniano. W 2015 roku gruchnęła wiadomość, że gwiazda PRL-u żyje na skraju ubóstwa.
Pisarski udzielił wywiadu dla "Głosu Koszalińskiego", gdzie skarżył się, że przez niską emeryturę brakuje mu pieniędzy na leki. Tłumaczył, iż jego kłopoty finansowe zaczęły się po operacji bioder. Zabieg nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, zaś rehabilitacja pochłonęła krocie. Wpędziła go w długi.
Spółdzielnia mieszkaniowa zdecydowała się wówczas odciąć mu wodę. Konto bankowe zajął komornik, który wystawił mieszkanie Pisarskiego na licytację. Choć piosenkarz zwrócił się wtedy o pomoc do MOPS-u, to odmówiono mu jakichkolwiek świadczeń. Dlaczego? Otóż, nie wpisywał się w kryterium dochodowe.
Pomponik.pl podaje, iż obecnie Pisarski nie ukrywa, że czuje się samotny i zapomniany. Dokucza mu ból nóg i kręgosłupa, ale też długi i bieda. "Człowiek czasami potrzebuje, żeby ktoś się zainteresował, czy jeszcze w ogóle żyje" - wyznał niedawno dla "Głosu Koszalińskiego".
Czytaj więcej: Straszna śmierć na K2. Himalaistka: To nie jest niczyja wina
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.