Damian Michałowski, jak wielu Polaków, przyjął pod swój dach uchodźców z Ukrainy. W taki sposób pomaga ofiarom wojny za naszą wschodnią granicą. Prowadzący "Dzień Dobry TVN" opowiedział, jak wygląda jego życie pod jednym dachem z mamą i córką, które uciekły z Ukrainy.
W rozmowie z serwisem "Co za tydzień" Damian Michałowski zdradził, że pod swój dach przyjął dwie uchodźczynie. Pierwsze dni były bardzo trudne, zarówno dla mamy, jak i córki. Nie wychodziły z pokoju, a z gospodarzami mijały się tylko podczas posiłków. W końcu jednak udało im się nawiązać dobry kontakt.
One były bardzo skrępowane tym, że całe swoje życie musiały spakować do jednej walizki i uciec z domu. Zaoferowaliśmy im pomoc, ale też nie wiedzieliśmy, jak pomagać, żeby ta pomoc była skuteczna. Czego na pewno nie można robić, to narzucać tym osobom rozmów na siłę, zwierzeń, optymizmu i bliskości. Do tego trzeba dojrzeć - radzi prowadzący DDTVN.
Kobieta i jej córka bardzo chciały się odwdzięczyć za pomoc, którą otrzymała od rodziny dziennikarza. Z czasem, gdy matka z Ukrainy nieco się otworzyła, zaproponowała, że zaszyje dziurawe ubrania. Później zaczęła gotować, aż w końcu włączyła się do pomocy z posiłkami w punkcie na dworcu Warszawa Zachodnia.
Damian Michałowski zdradził też, że nie publikuje zdjęć swoich gości. "Nie chcę naruszać ich prywatności. Nawet przez głowę mi nie przeszło, żebyśmy sobie zrobili wspólne zdjęcie przy stole albo w ogrodzie, na którym siedzimy uśmiechnięci i udajemy, że jest dobrze, bo tak nie jest" - mówi wprost dziennikarz.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.