Filip Borowiak, dziennikarz o2: Serial "Informacja zwrotna", który został zrealizowany na podstawie twojej książki o tym samym tytule, zadebiutował na Netfliksie 15 listopada. Czekałeś z niecierpliwością na tę premierę?
Jakub Żulczyk: To nie była pierwsza moja premiera w tym roku, więc chyba czułem większy spokój. Na pewno jestem bardzo dumny, że moja książka mogła być podstawą do tak dobrego i fajnie zrobionego serialu. To pierwszy raz, kiedy ekranizowano moją książkę, a ja nie pracowałem przy scenariuszu. Oddałem to w ręce Kacpra Wysockiego, scenarzysty "Klangora". Kacper to znakomity, utalentowany fachowiec, świetne pióro. Zresztą nie chciałem być scenarzystą tego serialu, producent również tego nie chciał. Wiedziałem, że pracując nad tą adaptacją, musiałbym znowu wejść w nią emocjonalnie, a że jest to dla mnie bardzo intensywna historia, która wynika z moich osobistych doświadczeń, nie wyobrażałem sobie tego.
Zobacz także: Arkadiusz Jakubik: Marcin Kania z "Informacji zwrotnej" był moim najtrudniejszym wyzwaniem zawodowym
Książka i serial jednak trochę różnią się od siebie. W ekranizacji zrezygnowano np. z wątku Kruszynki, czyli kochanki Marcina Kani. Łatwo było ci zaakceptować decyzję twórców?
Pewnie gdybym był scenarzystą lub współscenarzystą tego serialu, upierałbym się, żeby ten wątek zachować. Mieliśmy rozmowę na ten temat z Kacprem, Łukaszem Dzięciołem (producentem - przyp. red.) i Leszkiem Dawidem (reżyserem - przyp. red.) i wiem, że Arek Jakubik, który wcielił się w Marcina Kanię, uważa, że ten wątek robi z tego bohatera jeszcze bardziej negatywną postać. Mnie przekonały argumenty Kacpra, które były stricte scenariuszowe i dotyczyły liczby młodych kobiet na ekranie w tej historii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na konferencji dotyczącej serialu powiedziałeś, że w serialu Marcin Kania "nie jest takim bydlakiem, jak w książce". Faktycznie, mam wrażenie, że w ekranizacji to o wiele cieplejszy człowiek.
Tak, i wiem, że chłopakom na tym zależało. Film różni się tym od książki, że widz jednak chce na danego bohatera patrzeć i z jakiegoś powodu go oglądać - albo mu kibicować, albo mu współczuć, albo ten bohater musi mieć w sobie magnetyzm, dzięki któremu widz chce z nim przejść pewną podróż. Postać na ekranie to połowa tego, co jest w tekście i połowa tego, co jest w danym aktorze, który ją gra, i na swój sposób przez to ją interpretuje, dlatego Arek chcąc nie chcąc, ocieplił i uczłowieczył Kanię, co temu bohaterowi bardzo pomogło. Uważam, że Arek jest doskonały w tej roli i warto było napisać tę książkę, żeby się o tym przekonać.
Mi bardzo podobało się, że w serialu twórcy nie epatują scenami, w których Marcin Kania jest pijany.
Gdyby tych scen było więcej, wydaje mi się, że nie dałoby się tego oglądać. Porównując to chociażby do "Warszawianki", której też jestem współtwórcą, tam było sporo scen melanżu, picia ale przynajmniej w pierwszej części serialu, miały one trochę inny kolor, brały się z pewnego rodzaju - nazwijmy to - jasnej energii tamtego bohatera. W "Informacji zwrotnej" by się to nie sprawdziło, bo obserwujemy Kanię, który jest w totalnej agonii życiowej. Czuły w "Warszawiance" też co prawda miał swoje problemy i też koniec końców ląduje w nieciekawym miejscu, ale wciąż ma w sobie światło. To nieodpowiedzialny, pogubiony, ale dobry człowiek. Kania - no tutaj niech widz odpowie sobie sam na to pytanie.
A masz poczucie, że ten serial - podobnie jak "Ślepnąc od świateł" i "Warszawianka" - wywoła w przeciągu najbliższych tygodni ożywioną dyskusję na ulicy?
Nie wiem, ale jestem przekonany, że wiele osób go obejrzy i dla wielu też będzie on ważny. Ten serial dotyka bardzo uniwersalnych, ludzkich i ogólnopolskich spraw. Każda osoba w Polsce, jeżeli sama nie jest uzależniona, to miała kontakt z kimś uzależnionym od alkoholu - u siebie w rodzinie albo wśród swoich bliskich. Choroba alkoholowa jest w Polsce bardzo powszechna. Nie chcę teraz podawać tu danych liczbowych dotyczących osób uzależnionych od alkoholu w środowisku osób dorosłych, ale są one o wiele wyższe, niż się podaje - dlatego dla wielu osób temat może być ważny. Zresztą dlatego też robię to, co robię - opowiadam różne historie, ale moim głównym celem jest skomunikowanie się z ludźmi, też na poziomie emocjonalnym. Nie jest to moja główna intencja, ale widzę, że rzeczy, które robię mają dla ludzi funkcję - mimo że nie lubię tego słowa - terapeutyczną. Myślę, że też może tak być w przypadku "Informacji zwrotnej".
W połowie października miała również miejsce premiera książki "Dawno temu w Warszawie", która jest kontynuacją "Ślepnąc od świateł". W którym momencie stwierdziłeś, że chcesz dalej opowiedzieć historię tych bohaterów?
Gdy zrozumiałem, że po kilku latach od premiery serialu, wciąż się o nim mówi i dalej jest swego rodzaju fenomenem - ludzie wysyłają sobie memy, żywo to komentują, wciąż trwa dyskusja, czy Nożyński dobrze zagrał Kubę, czy nie (moim zdaniem był idealnym Kubą). Cały czas ludzie zastanawiają się, czy główny bohater wsiadł do tego samolotu, czy nie, przeżył, czy przeżył. Zaczęło to się dla mnie ekscytujące, gdy przypomniałem sobie, że to tylko ja jestem osobą, która może odpowiedzieć na te pytania. Wtedy zaczęła się zabawa i frajda. Wiedziałem, że ludzie bardzo się ucieszą na kontynuację tej historii i nikt mi nie zarzuci, że pisząc ją, odcinam kupony od tamtego sukcesu. Niemniej napisanie tej książki było trudnym wyzwaniem. Opowiedzieć dalsze losy historii, która stała się tak popularna...
Od początku wiedziałeś, że akcja tej książki będzie rozgrywać się w pandemii?
Tak, od tego zaczął się pomysł. Gdy przyszła druga fala COVID-u, podczas której dzieje się akcja tej książki, pamiętam, że w głowie pojawiło mi się pytanie: "A co ci bohaterowie mogliby teraz robić?". Od tego pytania zaczął się proces wymyślania tej powieści.
A skąd pomysł, by opowiadać tę historię z dwóch perspektyw - Paziny i Jacka?
Od początku wiedziałem, że jeśli kiedyś zabiorę się za kontynuację, to będę musiał mocniej postawić na Pazinę. Jest w moich oczach bardzo ciekawą postacią, a w pierwszej części była potraktowana trochę po macoszemu. Od razu czułem, że teraz powinna być pełnoprawną częścią tej historii. W książce zresztą słyszalny jest nie tylko głos Jacka i Paziny, ale też trzeciego, nowego bohatera, czyli Kurtki.
Na pewno cały czas dostajesz pytania, czy "Dawno temu w Warszawie" również zostanie zekranizowane. A czy po premierze książki dostałeś może już jakieś głosy od aktorów, którzy zagrali w serialu "Ślepnąc od świateł"?
To, co mogę powiedzieć o ewentualnych planach na ekranizację to, że jeśli coś się wydarzy, to nieprędko. Wszyscy ludzie, którzy byli zaangażowani w projekt "Ślepnąc od świateł" są bardzo zajęci innymi rzeczami - producentka Iza Łopuch pracuje teraz nad ekranizacją mojej powieści "Wzgórze psów" dla Netfliksa, a reżyser Krzysiek Skonieczny kończy montować swój film "Wrooklyn Zoo", który zapowiada się naprawdę świetnie.
W wakacje premierę miał też serial "Warszawianka", do którego napisałeś scenariusz. Ostatnio rozmawiałem z Borysem Szycem, który powiedział mi, że on oczami wyobraźni widzi przestrzeń na dalsze losy Czułego. Jak jest w twoim przypadku?
Ja bym chciał, żeby powstały kolejne odcinki i wydaje mi się, że mamy fajne pomysły, jak ta historia mogłaby się dalej potoczyć. Natomiast, czy tak się stanie, jest teraz decyzją nadawcy, czyli SkyShowtime. Cieszę się, że jest duża grupa ludzi, z którymi ten serial bardzo zarezonował i bardzo był im bliski, odnaleźli się w tej historii. Myślę, że wyszła nam opowieść, której w Polsce nie opowiedział jeszcze nikt. Zrobiliśmy coś, co jest z jednej strony ludzkie i prawdziwe, a z drugiej baśniowe i zaczarowane.
Zobacz także: Nieczęsto udziela wywiadów. Zrobił wyjątek
Nie możemy też ominąć wątku twojego podcastu z Juliuszem Strachotą, czyli "Co ćpać po odwyku". Do dziś słyszysz podziękowania, że to, co zrobiliście na przestrzeni tych sześciu sezonów, było dla ludzi ważne?
Ludzie wciąż potrafią podejść do mnie ulicy z tego powodu. Czuję się czasami dosyć skrępowany i zakłopotany, gdy ktoś do mnie pisze, że mu uratowałem życie, wtedy odpisuję: "Ty sam sobie życie uratowałeś". Bardzo dziękuję za tę przygodę Julkowi Strachocie, bo to on wpadł na ten pomysł i wymyślił tę świetną nazwę. Zrobiliśmy fajną rzecz i prędzej czy później w jakiejś formie jeszcze do tego wrócimy.
W temacie choroby alkoholowej, ostatnio głośno w mediach o celebrytach, którzy promują alkohol.
Bez wątpienia reklamowanie alkoholu to sprawa etycznie wątpliwa, a przede wszystkim nielegalna. Nie chcę nikogo teraz pokazywać palcem i piętnować ludzi, ale nie powinno się to dziać z wielu oczywistych względów. Alkohol nie jest produktem obojętnym dla twojego życia i zdrowia, takim, jak np. proszek do prania czy ubrania. Alkohol demoluje społeczeństwo. Wiem, że teraz tym tematem zajmuje się tym Jan Śpiewak, który idzie na zwarcie z tego typu praktykami. Jan nie bierze jeńców, ale słusznie robi, bo reklamowanie alkoholu to jest łamanie prawa.
Na sam koniec chciałbym zapytać o obecną sytuację polityczną w kraju. Jak zareagowałeś na wyniki wyborów parlamentarnych 15 października?
Ostrożnie się ucieszyłem i wciąż ten stan trwa. Ale zdaliśmy egzamin jako aktywne, zaangażowane społeczeństwo. Cieszę się z wyniku, ale cieszę się też że zagłosowało aż tyle osób, już nieważne na kogo.
A widzisz szansę na to, że w przyszłości jakiś twój serial, czy to na podstawie twojej powieści, czy do którego napisałeś scenariusz, wyprodukuje TVP?
Wiesz co, ja w ogóle o tym nie myślę. Radziłem sobie przez wiele lat bez TVP. Jeśli miałbym cokolwiek powiedzieć w tej kwestii, to może tyle, że skoro jest w Polsce telewizja publiczna, którą ja utrzymuję ze swoich podatków, to powinna się przekształcić w telewizję prawdziwie publiczną, a nie podmiot komercyjny udający telewizję publiczną. Póki co jest tam mnóstwo komercyjnego dziadostwa, tych samych programów, które są w prywatnych stacjach, reklamami i telenowelami. TVP było przez ostatnie lata telewizją nie publiczną, tylko prywatnym podmiotem sterowanym przez partię rządzącą, co było sytuacją karczemną, kuriozalną i też w moich oczach totalitarną. Mi się marzy TVP na kształt BBC czy Arte, gdzie telewizja pełni funkcje społeczne, popularyzujące kulturę i produkującą rzeczy, na które inne stacje nie mogą sobie pozwolić, np. artystyczne kino i seriale, pogłębione albo interwencyjne reportaże. Czy to się wydarzy? Nie wiem. Jeśli teraz kilka osób z TVP poleci i nagle w "Wiadomościach" będą chwalić Tuska, na pewno będzie to dobra zmiana z perspektywy polityków, ale według mnie ta przemiana powinna być głębsza.
Filip Borowiak, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.