Jerzy Stuhr nie znika z czołówek mediów plotkarskich. Niechlubny rozgłos przyniosło mu prowadzenie samochodu po alkoholu i spowodowanie kolizji. W rozmowie z "Faktem" aktor zdradził, dlaczego zdecydował się na podróż w niedozwolonym stanie.
Stuhr zaznaczył, że... przypomniał sobie, iż jest umówiony na wywiad. Rozmówca już czekał, a on był nieco spóźniony.
Tak, nagle okazało się, że dziennikarz, z którym wydawało mi się, że jestem umówiony następnego dnia, czeka na mnie wtedy i tyle - podkreślił 75-latek.
Stuhr nie ukrywał, że zdradzieckim trunkiem okazało się wino. - To prawda. Parę kieliszków wina więcej... - dodał.
"Super Express" relacjonuje, że w pierwszych dniach po wybryku, do którego doszło 17 października, Jerzy Stuhr zaszył się w domu. Posiadłość pod Krakowem opuścił dopiero w weekend 21-22 października. Wówczas udał się do placówki, w której znajduje się m.in. gabinet kardiologa.
Tym razem oczywiście podróżował jako pasażer. Za kierownicę wsiadła jego żona, z którą pojechał też na zakupy. Do sklepu jednak nie miał zamiaru wchodzić.
Kiedy wysiedli z auta, tylko ona poszła dalej. Pan Jerzy stał przy samochodzie i patrzył w kierunku żony. Wyglądał, jakby był zawstydzony całą sytuacją i wolał unikać spotkań z ludźmi - ujawnił informator "Super Expressu".
Oświadczenie Jerzego Stuhra
Jerzy Stuhr wydał już oświadczenie w sprawie zdarzenia, do którego doszło 17 października. Przeprosił i zadeklarował pełną współpracę ze służbami.
Bardzo żałuję i przepraszam, że wczoraj podjąłem tę najgorszą w moim życiu decyzję o prowadzeniu samochodu. Deklaruję pełną współpracę z organami powołanymi do wyjaśnienia wczorajszego incydentu. Jednocześnie chciałem zapewnić, że wbrew doniesieniom medialnym, nie zbiegłem z miejsca zdarzenia, lecz zatrzymałem się na życzenie jego uczestnika i razem oczekiwaliśmy na przyjazd policji - zaznaczył Jerzy Stuhr.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.