Joanna Kurowska to znana twarz polskiej kinematografii. Swoją przygodę z aktorstwem zaczynała na deskach teatralnych, a przede wszystkim w PWSFTiT w Łodzi na wydziale aktorskim. Na studia dostała się po maturze, a ukończyła je w 1988 r. Razem z dyplomem uczelnię opuściła również z nowym imieniem, którym posługuje się do dzisiaj.
Czytaj także: Tak Olejnik przyszła do TVN. Są warte tyle, co samochód
Tajemnicę tę zdradziła w wywiadzie, który udzieliła Kamili Dreckiej. Książka pt. "Każdy dzień jest cudem" swoją premierę miała w środę.
Okazuje się, że w domu od strony ojca aktorki panował pewien przesąd. Dziecko nazywane było tym imieniem, które w dniu narodzin było świętowane jako imieniny. 25 listopada wypada więc Katarzyny Barbary. Choć matka aktorki protestowała, ojciec tak właśnie zapisał córkę w urzędzie.
A on dalej swoje, że u nich był taki zwyczaj, związany z jakimiś przesądami, że jeśli w ten sposób nadaje się dziecku imię, to ono będzie szczęśliwe - opowiada aktorka w wywiadzie.
Czytaj także: Lech Wałęsa zakażony. Co z jego żoną? Syn ujawnia
W końcu pojawiła się okazja do zmiany imienia. Aktorka wspomina, że wykładowca na jej studiach nie chciał, by w małej grupie były dwie Katarzyny. Kurowska nie miała nic przeciwko, by zacząć posługiwać się nowym imieniem i od razu wiedziała jakim.
Na rok przyjęto niewielką liczbę osób, w grupie było nas ośmioro. Oprócz mnie była jeszcze Katarzyna Węglicka i profesor zasugerował, że w jednej grupie nie może być dwóch dziewczyn o tym samym imieniu. Od razu się zgłosiłam, że mogę być Joanną. Bardzo mi się to spodobało - zdradziła w rozmowie z Drecką.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.