Maciej Stuhr razem ze swoją żoną nie tylko apelują w mediach społecznościowych o niesienie pomocy migrantom na granicy z Białorusią. Sami też pojechali na Podlasie i zostali pełnomocnikami czterech mężczyzn z Syrii. Dzięki temu mogli prawnie monitorować ich status i pomóc w uzyskaniu ochrony międzynarodowej.
Niestety za takie działania Stuhr wystawił się nie tylko na internetowy hejt, który towarzyszy mu od lat. Niedawno jego rodzinny grób został zdewastowany. Pojawiają się pogróżki.
I może mnie też kiedyś ktoś poderżnie gardło, to nie jest tak zupełnie niewyobrażalne. Ale co ja mam zrobić? Zaprzeczyć swoim ideałom? Zaszyć się gdzieś? Wyemigrować? – mówił Stuhr w wywiadzie dla "Newsweeka", gdy dziennikarka porównała jego sytuację do akcji filmu "Pokłosie", w którym grał główną rolę.
Aktor wyznał, że boi się o życie swoje i swoich bliskich. Jego zdaniem zagrożenie jest realne i wynika ono ze "strachu, którym zostaliśmy nakarmieni" jako społeczeństwo.
(…) Zostały obudzone lęki, że ci drudzy coś nam chcą zabrać, że musimy się bronić, musimy być bardziej radykalni, mocniej okopać się na swoich pozycjach i w ten sposób wpadliśmy w okropną spiralę - mówił Stuhr.
Aktor zdradził, że nie tylko on jest celem ataków, ale także jego znajomi.
Moja koleżanka aktorka, która również sporo się udziela w kwestiach społeczno-politycznych, dostała do skrzynki pocztowej list z pogróżkami, że wysmarują jej twarz kwasem – zdradził Stuhr.
Przecież to nie Krystyna Pawłowicz czy Zbigniew Ziobro rzucą się na moją koleżankę z kwasem, tylko jakiś wariat, który słysząc, co oni mówią, pomyśli, że musi w ten sposób uratować naszą ojczyznę. I takich wariatów się boję, bo oni, sięgając po przemoc, będą przekonani, że działają w słusznej sprawie – mówił Maciej Stuhr.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.