Premier Mateusz Morawiecki o "Gierku" wypowiedział się w swoim podcaście. Polityk przyznał, że nie jest to recenzja, a kilka refleksji. – Czytałem gdzieś, że w weekend otwarcia ten film zyskał aż 100 tys. widzów. Skąd ten fenomen? Mogę sobie wyobrazić – stwierdził.
Wyjaśnił, że pozytywny odbiór postaci Edwarda Gierka związany jest z przekonaniem, że "miał zaprowadzić rządy komunizmu z ludzką twarzą".
Czytaj także: Aukcja usunięta. Chcieli wspomóc WOŚP. Owsiak mówi "nie"
Jego PRL tak naprawdę polegał na imitacji Zachodu. Otworzył PRL na zagraniczną gospodarkę, zaciągnął przy okazji mnóstwo kredytów. Zawarto m.in. umowę z coca-colą, dzięki której napój, będący symbolem Zachodu, przestał być dla Polaków tylko jakąś odległą abstrakcją – powiedział.
Morawiecki oznajmił, że Gierek "musiał być chyba urodzony pod szczęśliwą gwiazdą". Uznał, że dekada tego sekretarza KC PZPR sama w sobie była materiałem film.
Określił działania Gierka "karkołomną próbą budowania nowoczesnej Polski, ale próbą nieudolną, realizowaną w niewłaściwy sposób, a plan inwestycyjny Gierka był tego najlepszym przykładem". Mimo wszystko premier pokładał pewne nadzieje w "Gierku".
Kiedy usłyszałem, że nad scenariuszem filmu o Edwardzie Gierku pracuje Rafał Woś - człowiek, który lubi myśleć poza schematami - czekałem na ten film z ciekawością, aż do momentu obejrzenia zwiastuna. Spodziewałem się biografii, a zobaczyłem zapowiedź laurki w komediowym stylu – powiedział.
W dalej części rzucił, że Gierek jest tu "jak superbohater, który własnymi mocami stawia kraj na nogi otoczony przez złych komunistów". Takie ujęcie zdecydowanie nie przypadło mu do gustu. Tym samym Morawiecki nie ukrywał, że raczej nieprędko obejrzy ten film.
Próbuje zbudować Polskę zasobną i nowoczesną. Jest niemalże męczennikiem za sprawę polską, a na drodze staje mu ZSRR. Zamiast poważnego kina i poważnej refleksji, dostaliśmy bajeczkę o człowieku, który nigdy nie istniał – wyjaśnił.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.