Naya Rivera była 33-letnią gwiazdą serialu "Glee". 8 lipca br. wybrała się nad jezioro Piru, by popływać łódką ze swoim 4-letnim synem. Po jakimś czasie okazało się, że na łódce znajduje się tylko dziecko. Na pokładzie znaleziono kamizelkę ratunkową kobiety, torebkę z kluczami do auta i portfel. Służby rozpoczęły poszukiwania ok. 3 godz. po prawdopodobnym utonięciu gwiazdy.
Wkrótce cała prawda wyszła na jaw. W jeziorze, w którym miała utonąć Rivera, znaleziono zwłoki. Jeszcze tego samego dnia na konferencji prasowej potwierdzono, że było to ciało aktorki. Śmierć 33-latki uznano wówczas za nieszczęśliwy wypadek, ale były mąż gwiazdy uważa, że to wszystko wina zaniedbań, których można było uniknąć.
Jak podaje TMZ, Ryan Dorsey złożył w sądzie pozew przeciwko hrabstwu Ventura, na terenie którego znajduje się jezioro Piru.
Łódź nie była wyposażona w drabinkę, odpowiednią linę, kotwicę, radio, ani w żadne zabezpieczenie, które uniemożliwiłoby pływakom oddalenie się od łodzi - twierdzi były mąż gwiazdy
Dodał też, że obługa wypożyczalni łodzi nie ostrzegła Rivery przed niesprzyjającymi warunkami pogodowymi panującymi na jeziorze. Tajemnicą pozostaje, jakiego zadośćuczynienia domaga się Ryan Dorsey.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.