Dominik Raczkowski to jeden z uczestników show MTV "Warsaw Shore". Znajomi przekazali na Instagramie, że 24-latek miał on wypadek - potrącił go samochód. Następnie miał walczyć o życie w szpitalu i w wyniku licznych obrażeń umrzeć.
Czytaj także: 11-latek zgłosił się do wojska. Chciał bronić Ukrainy
Po wydarzeniu odzywał się, komunikował, choć mówił, że nie może się ruszyć, bo go wszystko boli i nie czuje nic od pasa w dół - relacjonowali jego znajomi.
"Cudowne zmartwychwstanie"
Szybko jednak wyszło na jaw, że nic takiego nie miało miejsca. Media nie były w stanie potwierdzić daty pogrzebu Raczkowskiego w parafii w Katowicach. Sprytni internauci szybko wywęszyli, że aspirujący celebryta wcale nie umarł, a podali to w wątpliwość również jego znajomi z programu.
We wtorek późnym wieczorem sam "zmartwychwstały" Dominik ogłosił , że wcale nie umarł. W serwisie YouTube pojawiło się nagranie "Daliście się zrobić w ch***", gdzie przyznaje, że sfingował własną śmierć. Jak twierdzi, chciał pokazać, że "influencerzy nami manipulują".
Raczkowski zarzuca mediom, że nie zweryfikowały informacji o jego śmierci, jednak zaznaczył, że Pudelek próbował się z nim skontaktować. Portal jako jeden z niewielu nie opublikował sensacyjnych wieści, właśnie z powodu braku dowodów na śmierć celebryty. Nam pozostaje jedynie przeprosić czytelników za wprowadzenie ich w błąd.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.