Od wielu lat Małgorzata Potocka jest uznawana za świetną aktorkę. Na jej koncie pojawiło się już wiele ról teatralnych oraz filmowych. Grała w "Matki, żony i kochanki", "Barwach szczęścia", a ostatnio również i w hicie Netfliksa "Gang zielonej rękawiczki".
Niedawno pojawiła się w "Gwiazdozbiorze Jaruzelskiej". Przy tej okazji poruszyła temat związany z pracą na planie. Ujawniła, jak była traktowana przez reżyserów. Nie ukrywała, że niejednokrotnie była przez nich obrażana i upokarzana.
Wyczuwasz doskonale, kiedy grasz, a kiedy jesteś obrażana, upadlana i poniżana. Jest duża różnica, kiedy na scenie aktorka słyszy od reżysera: "może pani w supersamie sprzedawać", bo nie wyszła jej scena. Czujesz wtedy, że to nie na tym polega. To nie jest uwaga reżyserska, to jest chamstwo - zaznaczała Potocka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Małgorzata Potocka nie gryzła się w język
Aktorka postanowiła nawiązać choćby do Kazimierza Kutza, który często przeklinał na planie, co nikomu nie przeszkadzało. Potocka uważa, że był świetny w swoim fachu.
Zupełnie inaczej zapatruje się na Ryszarda Filipskiego. Okazuje się, że w pewnym momencie miała go już tak bardzo dość, że... zeszła ze sceny i poszła do domu.
To, że Kazimierz Kutz przeklinał i rzucał mięsem na prawo i lewo, ale go kochałaś, bo był najcudowniejszym człowiekiem na świecie, fantastycznym reżyserem. W związku z tym doskonale czujesz tę granicę, jeżeli jesteś wrażliwym człowiekiem (...). Ja nie akceptuję chamstwa. Ja też na planie filmowym czy na scenie, kiedy reżyser zachował się chamsko - właśnie tak było z Filipskim - po prostu zeszłam ze sceny i wyszłam z teatru - przekazała aktorka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.