Przed kilkoma laty Anna Skura postanowiła spełnić jedno ze swoich marzeń. Podjęła decyzję o powiększeniu piersi z wykorzystaniem specjalistycznego żelu. Wówczas nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogą wystąpić bardzo poważne konsekwencje.
Zabieg doprowadził do zagrożenia zdrowia, a nawet życia. Modyfikacja nie przebiegła zgodnie z planem i poskutkowała deformacją piersi.
Wypełniacze okazały się niestety toksyczne. Co prawda po pięciu latach preparat miał samoistnie się wchłonąć, ale w rzeczywistości zaczął migrować po ciele. Influencerka przeszła mnóstwo badań, które wykazały, że substancja może powodować różnorodne infekcje i niszczyć zdrową tkankę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeden z zabiegów, któremu poddana została Skura, miał na celu uratowanie jej życia. Jednocześnie doprowadził do ogromnej deformacji piersi.
Martwica tkanek, to znaczy, że trzeba je usunąć, a jak trzeba usunąć, to znaczy, że jest deformacja. Jeśli mamy to w piersiach, to mamy dziury. Jak zobaczyłam pierwszy raz moje piersi. Mówię: "Boże, co to jest?". Ja miałam mieć tylko usunięty żel, a tu mam nagle dziurę w piersiach - powiedziała Skura w "DDTVN".
Czytaj także: Ukryta funkcja w kasach Biedronki. Mało kto o tym wie
Anna Skura: Myślałam, że to koniec
Podczas rozmowy z Ewą Drzyzgą i Małgorzatą Ohme influencerka mocno się uzewnętrzniła.
Podkreśliła, że była wręcz pewna, iż po zabiegu będzie miała ogromne problemy ze samoakceptacją. W pewnym momencie uznała jednak, że musi wziąć się w garść.
Kiedy byłam w szpitalu, myślałam, że to koniec mojego życia. (...) Potem pomyślałam sobie, że nie mam innego wyjścia, jak przekuć te blizny w moją siłę - podsumowała Anna Skura.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.