Zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez 5 lat, wpłata 10 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, wykonywanie prac społecznych przez pół roku w wymiarze 20 godzin w miesiącu. Taką karę miała ponieść Beata Kozidrak, która prowadziła auto w Warszawie mając 2 promile. Wyrok zapadł szybko, ale równie szybko utracił swoją moc i nie może być wyegzekwowany.
Kozidrak dopuściła się wykroczenia wieczorem 1 września. Mokotowscy policjanci zatrzymali luksusowe auto marki bmw, które jechało "zygzakiem" al. Niepodległości od Piaseczna w kierunku Mokotowa. Za kierownicą siedziała 61-letnia gwiazda estrady.
Szybko postawiono jej zarzuty i pod koniec października wydano wyrok skazujący. Prokuratura zapowiedziała odwołanie, twierdząc, że kara nie jest dostatecznie surowa. Kozidrak jest innego zdania.
Kozidrak się odwołała
W związku z wniesionym sprzeciwem wyrok nakazowy wydany w sprawie utracił moc, w związku z tym nie podlega wykonaniu – powiedział "Super Expressowi" przedstawiciel Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów.
Dziennik dowiedział się nieoficjalnie, że Kozidrak nie chce pracować społecznie i dlatego jest gotowa na kolejną rozprawę.
Odebranie prawa jazdy na 5 lat to surowa kara, bo zwykle sąd zakazuje prowadzenia pojazdów od kilku miesięcy do 3 lat. Kozidrak miała jednak aż 2 promile, więc trudno jej będzie wywalczyć niższy wymiar kary w tym aspekcie. Wpłata 10 tys. zł na Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej to dla niej znikoma uciążliwość, biorąc pod uwagę, że jeździła bmw za 500 tys. zł.
Pozostaje więc walczyć o skrócenie wyroku nakazującego wykonywanie prac społecznych, takich jak zamiatanie ulic, sprzątanie szpitali czy porządkowanie cmentarza, tak jak to robił syn Zenka Martyniuka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.