Monika Miller ma zaledwie 27 lat, a zna ją cała Polska. Nie tylko ze względu na nazwisko i dziadka, który był premierem.
Dziewczyna od lat udowadnia, że nie jest tylko wnuczką znanego polityka. Idzie własną ścieżką. Brała udział w "Tańcu z gwiazdami", oprócz tego sprawdzała się jako makijażystka na sesjach zdjęciowych, fotografuje, robi projekty graficzne, nagrała płytę i gra w serialu "Gliniarze".
W jednym z ostatnich wywiadów zdobyła się na szczere wyznanie. Dotyczyło ono rodziny.
"Wytykano mnie palcami"
Dziewczyna przyznała, że w dzieciństwie była wytykana palcami. Wszystko przez to, że z pochodzenia jest... Ukrainką.
Urodziła się w Kamieńcu Podolskim w obwodzie chmielnickim. Jej dziadkowie od strony mamy nie są Polakami - babcia jest Ukrainką, dziadek Rosjaninem.
Słyszałam złe rzeczy o mamie, bo niestety Ukrainka, która wyszła za mąż za Polaka, była traktowana jak kobieta, która chce złapać męża. Jako mała dziewczynka nie rozumiałam, dlaczego koledzy źle mnie traktują i źle o mnie mówią - wyznała Monika "Wysokim Obcasom".
To nie był niestety jedyny powód, dla którego dziewczyna cierpiała. Okazało się również, że nie wszystkim podobało się, że dziadek od strony taty jest premierem.
Miałam sześć lat, gdy dziadek Leszek został premierem, nie miałam wtedy pojęcia, że jest kimś ważnym. Zaczęto mi z jego powodu dokuczać. Nauczyciele, którzy mieli inne niż dziadek poglądy, gorzej mnie traktowali. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak krytykują mojego dziadka i dlaczego mnie źle traktują. Kiedyś nawet zostałam zwyzywana i obrzucona kamieniami. Miałam z tego powodu problemy natury psychicznej, niskie poczucie własnej wartości - dodała.
Czytaj też: Tak wyglądała młodość Rafalali. Żal ściska serce
Na szczęście gdy dorosła, udało jej się przepracować problemy na terapii. Jak widać jednak nie wszystko złoto, co się świeci, a nawet nazwisko może niekiedy być przekleństwem.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.