21 stycznia 1955 roku Kazimierz Tarwid w okolicach godz. 23:00 wrócił od swojej matki do domu. Na miejscu, w kamienicy przy Nowym Świecie 52, znalazł zwłoki swojej małżonki Teresy. Na miejsce wezwano lekarza, który stwierdził zgon. Informację tę Tarwid przyjął na sucho, był całkowicie obojętny. Dwadzieścia miesięcy później oskarżono go o zamordowanie żony i upozorowanie jej samobójstwa.
Barwne życie uczelnianego bawidamka
Niewątpliwie Kazimierz Tarwid miał powodzenie u kobiet. I z wzajemnością. Pierwszy ślub wziął z koleżanką ze studiów, Heleną Siwicką. Po kilkunastu wspólnych latach para się rozwiodła. Mieli dwójkę dzieci.
Kolejną małżonką profesora była 20 lat młodsza Teresa Bieskerska. Całkowicie zapatrzona w naukowca dziewczyna nawiązała z nim romans, który z początku rozgrywał się w salach wykładowych i laboratoriach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Już jako żona nie miała łatwego życia. Profesor potrafił po 16 godzin przebywać w pracy, gdzie towarzyszyły mu piękne studentki. Zwłaszcza o jednej z nich, rudej Elizie, było głośno. Najpierw była studentką, a później asystentką Tarwida. Nie wiadomo, czy to nie doniesienia o tym romansie, doprowadziły Teresę do rozpaczy.
Ostatnie przyjęcie 1955 roku
W styczniu w mieszkaniu Tarwida odbywało się spotkanie towarzyskie. Teresa chwaliła się tym, że wie jak zabezpieczać cyjanek potasu z użyciem aptecznej kapsułki. Truciznę trzymali w domu, gdyż była potrzebna do tworzenia zatruwaczek na owady, potrzebnych później profesorowi do badań naukowych. Spotkanie trwało do godz. 21.
Około godz. 22 wyszedłem z mieszkania do swojej matki. Zaznaczam, że kiedy wychodziłem, zostawiłem żonie na stole w pokoju proszek od bólu głowy wyjęty z mojej kieszeni, o który ona prosiła, i filiżankę z wodą (...). Kiedy opuszczałem mieszkanie, Teresa leżała na tapczanie czytając książkę. O godz. 23. wróciłem do mieszkania i otworzyłem drzwi swoimi kluczami. Po wejściu do środka, skierowałem się w ubraniu do pokoju, gdyż zaniepokoiłem się wyglądem mojej żony. Po dojściu dotknąłem ręką twarzy mówiąc coś do żony, jej twarz była wilgotna i zimna, szukałem pulsu i nie znalazłem - miał zeznawać prof. Kazimierz Tarwid.
Słoiczek z cyjankiem przed wyjściem Tarwida do matki miał być w łazience, a po jego powrocie na stole w pokoju, w którym znaleziono ciało kobiety.
Procesowy rollercoaster
Kilka miesięcy po śmierci żony profesor został oskarżony o jej zabójstwo. Jednak w sierpniu 1955 roku śledztwo umorzono ze względu na brak dowodów.
W 1957 roku Sąd Wojewódzki skazał Tarwida na 15 lat więzienia za zabójstwo. Rok później Sąd Najwyższy uchylił wyrok, a sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia.
24 listopada 1958 roku profesor został skazany na dożywotnią karę pozbawienia wolności. Jednak dwa lata później uniewinniono go wyrokiem Sądu Najwyższego.
Tarwid wyszedł na wolność i jako wolny człowiek zmarł w 1988 roku. Pochowano go na Cmentarzu Bródnowskim. Do dziś nie wiadomo, czy przyczynił się do śmierci małżonki, czy Teresa postanowiła popełnić samobójstwo.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.