O wynikach dziennikarskiego śledztwa Szymona Jadczaka i Mateusza Ratajczaka informowała wszystkie media. Nic dziwnego, w końcu chodziło o poważne zarzuty stawiane wiceministrowi w rządzie PiS-u. Łukasz Mejza jako szef firmy Vinci NeoClinic miał m.in. oferować terapie "leczące nieuleczalne" choroby. Jedna sesja kosztowała 80 tys. dol.
Mejza odpowiedział na zarzuty dopiero po ponad dwóch tygodniach. A przynajmniej miał odpowiedzieć, gdyż w trakcie zorganizowanej przez niego konferencji prasowej można było tylko usłyszeć oświadczenie. Mejza uważa się za "ofiarę największego ataku politycznego od 1989 r." i będzie dochodził swoich praw w sądzie.
W dniu konferencji (8.12) "Wiadomości" TVP w swojej relacji przykryły aferę Mejzy wątkiem marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, którego rok temu podejrzewano o łapówkarstwo. TVP Info poszło o krok dalej.
Dzień przed konferencją Mejzy w programie "W tyle wizji" pojawił się zrzut ekranu, na którym widać fragment artykułu z portalu Wprost.pl. Brzmiał on następująco:
"Niedyskrecje parlamentarne". Dlaczego w PO śmieją się z Trzaskowskiego i co będzie z Łukaszem Mejzą
Zobacz także: Nagi prokurator spacerował po Świdnicy. Taką dostał karę
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.