Powieść "Znachor" Tadeusza Dołęgi-Mostowicza z 1937 r. doczekała się już trzech ekranizacji. Pierwsza, w reżyserii Michała Waszyńskiego, pochodzi jeszcze z lat 30.
W zbiorowej pamięci wszystkich Polaków zakotwiczył się jednak "Znachor" Jerzego Hoffmana z 1982 r. z Jerzym Bińczyckim w roli głównej. To właśnie w tej adaptacji właściwie ikoniczne już postaci zagrali Anna Dymna i Tomasz Stockinger. Poza tym film Hoffmana stacje telewizyjne wciąż chętnie przypominają widzom i regularnie emitują przy każdej możliwej okazji.
ZOBACZ TAKŻE: Quiz. "Znachor". Sprawdź, ile pamiętasz z seansu
Teraz o kolejną ekranizację"Znachora" pokusił się streamingowy gigant. W środę, 27 września na Netfliksie premierę miała adaptacja z Leszkiem Lichotą w roli głównej w reżyserii Michała Gazdy ("Wataha", "Świadek koronny").
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Netfliksowski Rafał Wilczur udzielił wywiadu, w którym opowiedział m.in. o pracy na planie. Okazuje się, że rola to była dla Leszka Lichoty była wyjątkowym przeżyciem, zwłaszcza gdy przychodziło mu współpracować z filmową córką.
[...] Muszę przyznać, że Marysia Kowalska, która grała Marysię Wilczurównę, bardzo mnie wzruszała na planie. Miała w sobie jakąś taką przezroczystość, aksamitność i właśnie to coś, co mnie wzruszało, już kiedy na nią patrzyłem. Zresztą jej to otwarcie na planie powiedziałem, bo to się rzadko zdarza, a nie znaliśmy się w zasadzie. To było takie rozczulająco-wzruszające. Ona ma taką energię, która mnie porusza jako faceta i ojca - powiedział Leszek Lichota.
Aktor przyznał też, że jego ulubione sceny to te, w których nie ma za dużo dialogów i występuje w nich ze swoją filmową córką. Miały one dla niego duży ładunek emocjonalny.
Paradoksalnie moje ulubione sceny to te, w których Antoni Kosiba spotyka się ze swoją córką i nic nie mówią - czyli kiedy działają emocje. One też dla mnie budują tę historię. Nawet jeżeli odbiegamy wątkami od tego, co ludzie znają i do czego są przyzwyczajeni, to kiedy się pojawiają, wiemy, że ciągle opowiadamy tę samą historię. To jest ciągle historia ojca i córki, którzy się szukają i za sobą tęsknią. Jak oglądałem film, to były właśnie te sceny, które mnie najbardziej poruszają: tam, gdzie pada najmniej słów, a jest najwięcej emocji - przyznał w rozmowie z Gazeta.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.