Rekordowo wysokie temperatury, sięgające nawet 26 stopni, a zaraz po nich potężne wichury i ulewne deszcze poprzedzone alertami RCB, to polska rzeczywistość minionego weekendu.
I choć zmiany klimatyczne widać tu jak na dłoni, wciąż nie brakuje osób, które cieszy nagły wybuch wiosny, a na łamiące się w wichurach drzewa machają ręką.
Myślimy tylko o klimacie jak o zbiorze mniej bądź bardziej przyjemnych zdarzeń związanych z pogodą, a klimat to jest system podtrzymywania życia na planecie - komentuje profesor Szymon Malinowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Naukowcy nie mają wątpliwości. Zostało tylko sześć lat
I tłumaczy, że choć upalne marce zdarzały się już w przeszłości, to rekordowe temperatury były w tym razem dłuższe, a napływ pyłu znad Sahary bardziej dokuczliwy.
To wiąże się bezpośrednio z pytaniem, czy latem będziemy mieć wodę i czy żywność będzie tania i łatwo osiągalna - dodaje profesor.
Argumenty o hodowaniu oliwek w Polsce czy radość z wydłużonego sezonu wegetatywnego w Polsce, o jakich często mówią klimatyczni sceptycy, profesor komentuje krótko:
Przenieśliśmy całą wiedzę o tym, jak działa przyroda, do doznań przed ekranem telewizora. Wydaje się nam, że jak jest ciepło, to jest miło i przyjemnie - podsumowuje.
Dodaje przy okazji, że do takich wzrostów temperatur, z jakimi mamy do czynienia ostatnio, nie jest przystosowana przyroda, gospodarka, czy nawet domy w naszych miastach.
Gdyby tak wysoka zmiana temperatur wystąpiła nie w marcu, a latem, warunki życia w mieście byłyby nie do zniesienia i bezpośrednio zagrażałyby naszemu zdrowiu, a może i życiu - tłumaczy klimatolog na łamach o2.pl.
I podkreśla, że cieplejszy klimat to "ostrzejsze ekstrema" i większa nieprzewidywalność pogody. Coraz częstsze stają się zmiany pomiędzy zdarzeniami ekstremalnymi, mamy albo bardzo silne ulewy, a zaraz po nich długotrwałą suszę lub upał, a po nim groźne burze z silnym wiatrem.
Coraz większa zmienność jest "wbudowana" w narastające globalne ocieplenie - tłumaczy profesor. - Oczywiście zawsze możemy mówić, że po burzy przychodzi spokój, a burze następują zaraz po upałach. Ale zakres zmienności tego, co możemy obserwować i doświadczać, gwałtownie rośnie - mówi.
Zdaniem naukowca, do ciepłej pogody nie należy też zbytnio się przyzwyczaić, ponieważ nie wyklucza on na przełomie kwietnia i maja napływu do Polski mas bardzo zimnego powietrza wraz z przymrozkami, a to zatrzyma okres wegetacyjny.
Przedwiośnie i pora roku zwana zimą praktycznie przestają występować - tłumaczy.
Profesor prostuje też pojawiające się pogłoski o tym, że cieplejszy klimat wydłuży okres wegetacyjny w naszym kraju i pozwoli na hodowlę egzotycznych roślin czy dwukrotne zbiory plonów.
To jest myślenie czysto życzeniowe, które nie ma wiele wspólnego z tym, co się dzieje za oknem i w przyrodzie wokół nas. W Polsce zasoby wody cały czas spadają. Niebawem może zabraknąć wody w glebie na jedne zbiory, nie mówiąc już o dwóch - alarmuje.
Beata Bialik, dziennikarka o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.