W ciągu kilku dni wataha wilków licząca 5-6 sztuk kilkukrotnie podchodziła pod gospodarstwo agroturystyczne Piotra Brewki, hodowcy z Bukwałdu pod Olsztynem. Dla ochrony przed drapieżnikami, jego owce są zamykane na noc w owczarni. Dodatkowo pastwisko otoczone jest siatką podłączoną do prądu. Dobytku pilnuje pies pasterski. Wszystko to na nic. Wilki czekały na dogodną do ataku okazję, aż gospodarz wypuści zwierzęta o świcie na pastwisko. Wtedy pokonały zabezpieczenia.
- Była dokładnie 6.40. Zaraz po wypuszczeniu na pastwisko dwie owce zostały zaatakowane i pożarte na miejscu. Cztery jagnięta zostały jedynie zaduszone. Wyglądało to tak jakby matka-wilczyca uczyła swoje potomstwo zabijania - mówi Wirtualnej Polsce gospodarz. Dodaje, że ostatni atak wilków w jego gospodarstwie miał miejsce dwa lata temu. Teraz jednak wataha się powiększyła, a wilczyca przyprowadziła młode.
Unikatowe owce zginęły
- Nie mam pretensji do wilków, taka jest ich natura. Wolałbym jednak, aby siedziały w lesie, gdzie ich miejsce, a nie podchodziły do zabudowań. Szkoda mi moich owiec. To były wyjątkowe osobniki, ze względu na genotyp. Jedno ze zwierząt to rzadka sztuka owcy świętego Jakuba o czterech rogach. Równie unikatowa była zabita owca śruboroga - opowiada hodowca. Owce były atrakcją w znanym w regionie gospodarstwie agroturystycznym.
Atak wilków został już potwierdzony przez pracowników Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie, a hodowcy przysługuje odszkodowanie. Jak dodaje Piotr Brewka, pieniądze (kilkaset złotych za jedno zwierzę) nie zrekompensują mu jednak straty. Jak wyjaśnia, zabite owce stanowiły o wyjątkowości, jedynego takiego stada w północnej Polsce. - Nie tylko zżyłem się z tymi zwierzakami, ale też moje stado zostało starannie wyselekcjonowane. Włącznie z tym, że znałem dane nawet pradziadków owiec. Gdybym chciał teraz sprowadzić jagnięta z Niemiec, musiałbym zapłacić ok. 250 euro za jedno - wylicza hodowca.
Ile jest wilków pod Olsztynem
Liczebność lokalnej populacji wilków szacuje się na około 120-140 sztuk. Do tej pory nie było informacji o stratach w inwentarzu spowodowanych przez drapieżniki w woj. warmińsko-mazurskim. Media nagłaśniały głównie przypadki atakowania zwierząt przez wilki w Bieszczadach, czy zachodniej Polsce. Urzędnicy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie udokumentowali w ubiegłym roku 149 przypadków ataków na zwierzęta gospodarskie. Najczęściej drapieżniki polują na owce oraz krowy, przypisano im również 15 zagryzionych psów.
Jednocześnie eksperci apelują, aby nie ulegać histerii związanej z obecnością wilków w Polsce. - Ataków na inwentarz nie można utożsamiać z zagrożeniem dla ludzi - uważa dr hab. Sabina Nowak, biolog, która od 20 lat bada zachowania polskich wilków. Mimo to, kilka dni temu reportaż o atakach wilków wyemitował program "Alarm" w TVP1. Z przekazu wynikało, że wilki tak się rozzuchwaliły, iż ataki stają się codziennością. Stowarzyszenie dla Natury "Wilk" zarzuca TVP nierzetelność, ponieważ do zilustrowania dramatycznych relacji gospodarzy wykorzystano też wycie amerykańskich wilków z Wisconsin oraz krwawe sceny filmów z YouTube.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.