Na autostradzie i drodze ekspresowej zabronione jest cofanie, dlatego w przypadku przegapienia zjazdu albo wybrania niewłaściwego kierunku jazdy, część kierowców decyduje się na mało rozsądne zachowanie i jazdę "pod prąd". Z tym zjawiskiem stara się walczyć Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.
W ostatnich miesiącach GDDKiA prowadzi akcję, w ramach której montuje przy trasach specjalne znaki z napisem "STOP. Zły kierunek". Sporych rozmiarów otwarta dłoń ma powstrzymywać kierowców od jazdy w zakazanym kierunku. Mimo to, wyniki specjalnej ankiety zleconej przez GDDKiA są alarmujące. Na 2187 kierowców, 37 z nich zdarzyło się jechać "pod prąd".
Coraz więcej nowych znaków. Zignorowanie go grozi ogromnym mandatem
Jak powiedział w programie "Raport" w TVN Turbo kom. Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji tłumaczenia kierowców ws. jazdy "pod prąd" bywają różne. - Na przykład błędem wskazania nawigacji, przeoczeniem jakiegoś znaku, natomiast te osoby nie biorą pod uwagę odpowiedzialności i tak naprawdę zagrożenia, jakie nakładają nie tylko na siebie, ale na innych uczestników ruchu - powiedział kom. Opas.
Czytaj także: Jaki jest twój psychologiczny wiek? Rozwiąż krótki test
Policja jest jednak bezwzględna dla kierowców, którzy łamią przepisy i decydują się na jazdę "pod prąd". Za takie przewinienie grozi nam mandat w wysokości 2000 zł i aż 15 punktów karnych. Dodatkowo zdarzenia z autostrady czy drogi ekspresowej, na których kierowcy niekiedy jadą w przeciwnym kierunku nawet przez kilkanaście kilometrów, często trafiają do sądu. Tam grzywna może wzrosnąć do 30 tys. zł.
Żółty znak z napisem "STOP. Zły kierunek" i symbolem dłoni został początkowo ustawiony w dziesięciu lokalizacjach, m.in. przy autostradzie A4 na węzłach Opole Zachód, Rzeszów Północ i Przemyśl. Obecnie w Polsce jest już ponad 430 tablic tego typu.
Rozwiązanie stosowane przez GDDKiA nie jest nowością w Europie. Już wcześniej podobne znaki pojawiły się chociażby w Austrii, Niemczech, na Słowacji czy w Chorwacji. Z ankiety instytucji odpowiadającej za polskie autostrady i drogi krajowe wynika, że aż 85 proc. kierowców uważa tego typu znaki za potrzebne.
Nowe znaki pojawiają się też na wyjeździe z tzw. MOP-ów, czyli miejsc obsługi podróżnych. Jak wyjaśnił w programie "Raport" Szymon Piechowiak z GDDKiA, wynika to z faktu, że często kierowcy po krótkim odpoczynku nie są świadomi, w którą stronę powinni jechać i wyjeżdżają z parkingu "pod prąd". Jedna tablica kosztuje od 1600 do 2000 zł.
GDDKiA podkreśla przy tym, że jeśli zobaczymy przed sobą taki znak, to będzie jednoznaczna wskazówka, iż jedziemy "pod prąd". "Jeżeli mamy jeszcze możliwość wyboru - wjedźmy w prawidłową łącznicę lub skręćmy w kierunku wyjazdu z MOP" - radzą drogowcy.
Jeśli natomiast znaleźliśmy się już na niewłaściwej stronie jezdni, musimy zatrzymać się w bezpiecznym miejscu - najlepiej na pasie awaryjnym. Należy też włączyć światła awaryjne, opuścić pojazd i schronić się za barierką ochronną. Następnie należy powiadomić policję lub służbę drogową. Pod żadnym pozorem nie powinniśmy samodzielnie zawracać czy cofać.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.