Komfort polegający na tym, że nie trzeba taszczyć sprzętu (własnego, a często także pociech) na przystanek skibusa, a potem często w tłoku dojeżdżać pod dolną stację kolejki, wart jest wszystkiego. Zwłaszcza, że powrót bywa jeszcze bardziej uciążliwy – jesteśmy zmęczeni, często spoceni, czasem głodni. Wszystko to jest istotne zwłaszcza, jeśli urlop spędza się z dziećmi. A także w przypadku krótkich – weekendowych na przykład – wypadów na narty, kiedy to cenna jest każda chwila.
Ale są i inne zalety kwaterowania tuż obok stoku. By zacząć właśnie od dzieci – można w miarę szybko wrócić do ciepłego locum, jak tylko pociechy tego zapragną bądź zgłoszą jakiś problem. Nie mówiąc o tym, że często blisko przystokowych hoteli czy apartamentów znajdują się pólka przedszkoli i szkółek narciarskich.
Ale i dla dorosłych nie bez znaczenia jest możliwość gospodarowania czasem – choćby to, że nie trzeba biec na przystanek skibusa, lecz można w spokoju dopić poranną kawę i dopiero po tej przyjemności skosztować następnej – czyli nart. Bądź w ciągu dnia zjechać do "domu" na filiżankę latte bądź espresso, albo i solidniejszy posiłek, oraz chwilę odpoczynku.
Wybierając kwaterę na stoku warto rozważyć kilka innych kwestii. Poczynają od zdawałoby się banalnej, a kluczowej: czy przewidziane jest wyżywienie? Jeśli jest to hotel, to zwykle tak, lecz w przypadku apartamentu lub chaty/chalet najczęściej trzeba zadbać o nie samemu. Po drugie, czy oczekujemy, prócz nart, innych aktywności lub rozrywek? Czy obiekt ma w ofercie spa, strefę wellness i tym podobne atrakcje. Nie wspominając o sieci wifi – wszak kwatery w górskiej głuszy niekoniecznie muszą przewidywać takie osiągnięcia cywilizacji. Skądinąd niektóre hotele w wyższych partiach renomowanych austriackich kurortów Lech Zurs/Sankt Anton am Arlberg świadomie odcięły swoich gości od dostępu do internetu, argumentując zasadnie, że dopiero bez takich pokus można prawdziwie odpocząć.
Po trzecie, jak wygląda dojazd i transport bagażu do hotelu w głuszy? Niekiedy bowiem jest on możliwy tylko gondolą (tak jest chociażby w przypadku szwajcarskich stacji obszaru Aletsch Arena) lub kolejką (Mürren i Wengen – także w Szwajcarii), skuterem śnieżnym bądź rodzajem metra (niektóre rejony Lech Zürs w Tyrolu austriackim i Alpe di Siusi w Południowym Tyrolu włoskim) lub lokalnym transportem po pozostawieniu auta na centralnym parkingu poniżej stacji (szwajcarskie Saas Fee i Zermatt). Szczęśliwie zwykle transport taki jest doskonale zorganizowany – a efekt w postaci wypoczynku bez ruchu samochodowego w samym kurorcie zapewniony.
Gdzie najczęściej można znaleźć hotele na stoku (reklamowane obrazową angielską nazwą "ski-in ski-out")? We Włoszech chociażby w Livigno, Madonnie di Campiglio i Marilevie oraz południowotyrolskiej "największej łące Alp", czyli płaskowyżu Alpe di Siusi. W Austrii we wspomnianym Lech Zürs i St. Anton, lecz również w Ischgl i Galtür, Serfaus-Fiss-Ladis, Fügen i innych osadach doliny Zillertal, bądź w St. Leonhard pod obszarem Rifflsee i lodowcem Pitztal. We Francji – oczywiście we wszystkich wysokogórskich gigantach podlodowcowych, ale często też w ośrodkach niżej położonych – chociażby w kompleksie Les Menuires (Trzy Doliny), i zacisznych osadach Les Sybelles, Meribell, Vaujany i Oisans (w rejonie Alpe d’Huez) oraz kameralnym Valfréjus w Alpach Sabaudzkich nieopodal granicy z Włochami. Szwajcaria wreszcie proponuje hotele na stoku w, na przykład, Lenzerheide – a zatem stacji z nie tylko trasami alpejskiego Pucharu Świata, ale też olbrzymimi połaciami do jazdy terenowej. Ale również w Grindelwaldzie – z jeszcze większymi pod względem długości, a równie zróżnicowanymi, możliwościami jazdy, na dodatek z widokiem na masyw Jungfrau i Eigeru. I wreszcie w Davos i St. Moritz – a to już klasa nad klasami.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.