W toku działań polskie służby zatrzymały łącznie troje cudzoziemców, podejrzewanych o współpracę z Rosją. Na reakcję Białorusi nie trzeba było długo czekać – pozostające pod kontrolą reżimu Aleksandra Łukaszenki media oskarżyły Polaków o "polowanie na czarownice". Strona polska podkreśla z kolei, że o winie lub niewinności zatrzymanych zdecyduje niezawisły sąd.
Aresztowanie rosyjskich szpiegów. Sukces polskich służb?
Nie bez powodu to właśnie białoruskie media podniosły największe larum z powodu aresztowań. Reżimowi dziennikarze szybko podali do wiadomości publicznej, że osoby podejrzewane o szpiegostwo są obywatelami właśnie kraju Aleksandra Łukaszenki. Podali też do wiadomości publicznej ich dane, mimo że Polacy nie zdecydowali się wcześniej na podobny krok.
Przeczytaj także: Koszykarz zginął na wojnie. Żona 24-latka spodziewa się dziecka
Jednym z najczęściej wysuwanych przez propagandystów Łukaszenki zarzutem wobec Polaków był ten dotyczący profesji aresztowanych. Rzekomo mieli być to "tylko" studenci – portal Biełsat podaje, że w białoruskich mediach wymieniono Władisława P. (lat 29), Marię M. (lat 19) i Nikołaja M. (lat 52).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przeczytaj także: Wydano nakaz aresztowania Putina. Oskarżony o zbrodnie wojenne
W obronie polskich służb stają jednak członkowie białoruskiej grupy hakerów, znani jako Cyberpartyzanci. Aktywiści przekazali Biełsatowi, że znaleźli się w posiadaniu informacji o trojgu aresztowanych, które wydobyli właśnie z baz danych organów łukaszenkowskich, głównej służby specjalnej KGB. Mimo że nie dotarli do dowodów na winę 19-latka i 29-latka, to jednak najstarszy z grupy Nikołaj M., może rzeczywiście mieć powiązania z Rosją.
Z danych zebranych przez Cyberpartyzantów wynika, że Nikołaj M. ma na koncie m.in. pracę przy obsługiwaniu danych służb granicznych Białorusi. Informacje te są później gromadzone właśnie przez KGB. Przy nazwisku M. zamieszczono też adnotację brzmiącą: "broń". Co więcej, nieżyjący już ojciec aresztowanego także nie tylko był delegowany przez KGB, lecz również miał obywatelstwo Federacji Rosyjskiej.
Przeczytaj także: Niemcy ujawniają. To się miało wydarzyć 23 lutego. Dzień później Rosja zaatakowała
Nikołaj M. dodatkowo podejrzanie często wymienia dokumenty – zdarza mu się to nawet dwa razy do roku. Cyberpartyzanci znaleźli również zdjęcie M. z 2006 roku, do którego pozował w wojskowej kurtce. W latach 2007-2010 aż 250 razy wyjeżdżał do Polski i Ukrainy. Do pierwszego z państw pojechał też w 2021 roku – i to dwukrotnie w ciągu zaledwie 11 dni. Korzystał przy tym z procedury konsularnej.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.