- Jest coś takiego, jak tzw. wirówka, gdzie sprawdza się w poszczególnych służbach kandydata na ważne stanowisko państwowe. Nie jest ona obowiązkowa, ale jest dobrym zwyczajem, żeby ją przeprowadzić w celu sprawdzenia kandydata. Zleca ja ten, kto powołuje na stanowisko – w tym przypadku był to premier Mateusz Morawiecki. W ramach wirówki idzie zapytanie do wszystkich służb oraz do Prokuratury Krajowej. W tym przypadku takiego postępowania nie było – mówi nam wysoko postawiony oficer jednej ze służb.
I jak dodaje, podobna sytuacja była z odwołanym w 2016 roku ówczesnym komendantem polskiej policji Zbigniewem Majem. Z tą różnicą, że wtedy służby miały rzekomo prześwietlić Maja przed objęciem posady, ale nie wykryto, że jego nazwisko przewija się w sprawach prowadzonych przez prokuraturę. W przypadku Andruszkiewicza, dzięki tzw. wirówce ujawniono by, że jego nazwisko przewija się w śledztwie dotyczącym fałszowania podpisów na listach wyborczych w 2014 roku.
Według informacji WP, Andruszkiewicz był sprawdzany przez ABW, ale pod innym kątem. - Na podstawie ankiety bezpieczeństwa osobowego, był badany jego stan zdrowia psychicznego, nałogi, stosowane kiedykolwiek używki, narkotyki, również współpraca z zagranicznymi służbami – mówi nam nasze źródło.
**Zobacz także: Jacek Sasin o nominacji Andruszkiewicza. Zdumiewające tłumaczenie
Przypomnijmy, jak ujawnił „Superwizjer TVN”, w śledztwie prowadzonym przez białostocką prokuraturę, jedną z niechlubnych ról miał odegrać ówczesny prezes Młodzieży Wszechpolskiej Adam Andruszkiewicz. Miał on wiedzieć o fałszowaniu podpisów, a nawet dokonywać ich osobiście. Polityka obciążył jeden ze świadków procederu, z którym rozmawiali dziennikarze „Superwizjera”.
Wiceminister cyfryzacji w wydanym oświadczeniu zaprzeczał. - Oświadczam, że nigdy nie fałszowałem ani nie kazałem fałszować podpisów, a rzekome oskarżenie mnie przez jednego z podejrzanych jest nieprawdziwe, co w razie konieczności udowodnię przed sądem – twierdzi Andruszkiewicz.
Co ciekawe, według autorów reportażu "Superwizjera", z dokumentów prokuratury do których udało im się dotrzeć wynika, że kiedy jesienią ubiegłego roku śledczy chcieli wezwać Andruszkiewicza i przeszukać jego biuro, odebrano im akta sprawy.
Sprawą zainteresowała się już prokuratura krajowa. - Trwa postępowanie dyscyplinarne dot. zbyt opieszałego prowadzenia przez białostockich prokuratorów śledztwa w sprawie sfałszowania podpisów na listach wyborczych KW Ruchu Narodowego i roli, jaką miałby w tym odegrać poseł Adam Andruszkiewicz – informowała Ewa Bialik, rzecznik prokuratury krajowej.
Jednym z zarzutów PK wobec prowadzących śledztwo jest to, że nie zlecili oni grafologowi porównania próbek pisma Andruszkiewicza. Zdaniem śledczych, takie badanie pomogłoby ustalić, czy Andruszkiewicz faktycznie mógł dopuścić się fałszerstw.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.