Muzycy opublikowali oświadczenie na Facebooku, w którym nie ukrywają swojego rozczarowania. " Nigdy nie doświadczyliśmy czegoś podobnego. Przerwanie naszego występu przez dyrektora festiwalu po tym jak, wszczął konflikt fizyczny, jest nie do przyjęcia. Podzielamy przesłanie o pokoju, miłości i zrozumieniu, ale po tym, co się stało, możemy tylko powiedzieć, że to wszystko tylko show i ego, agresja i kontrola są jedynymi rzeczami, które przeważają w jego organizacji. Bawiliśmy się świetnie, czuliśmy wspaniałą energię, spotkaliśmy wspaniałych ludzi, i było tak dużo pozytywu podczas festiwalu, że trudno zrozumieć, że najwyższe kierownictwo festiwalu może tak się zachowywać. Nikomu nie wolno atakować członków naszego zespołu ani ekipy. Jest nam szkoda ludzi, którzy byli rozczarowani. Tak się cieszyliśmy, że po tak długiej przerwie zagramy w Polsce i to było gorzkim rozczarowaniem. Oczekujemy że festiwal przeprosi za zachowanie również fanów, ponieważ my wszyscy zostaliśmy skrzywdzeni. Czekamy na powrót do Polski. Love".
Organizatorzy Przystanku Woodstock zabrali głos pod postem. "Nam również jest bardzo przykro, że koncert zakończył się wcześniej, tym bardziej, że naprawdę mocno go wyczekiwaliśmy. Jednak na festiwalowej scenie najważniejszy jest oczywiście występ zespołu, ale nie można zapominać o pracy i wysiłku na tej samej scenie wielu innych osób, jak chociażby obsługi technicznej, operatorów czy dźwiękowców. Żeby wydarzenie mogło się odbyć, potrzebna jest ich pełna współpraca i zrozumienie dla zadań realizowanych przez wszystkich. Wczoraj ze strony obsługi zespołu niestety tego zrozumienia nie było, a naszym priorytetem jest bezpieczeństwo wszystkich osób bawiących się oraz pracujących podczas Przystanku Woodstock. Raz jeszcze podkreślamy, że jest nam naprawdę przykro, w związku z zaistniałą sytuacją i bierzemy w pełni odpowiedzialność za podjętą decyzję. Wiemy jednak, że znacie nasze zasady i w tym przypadku nie mieliśmy innego wyjścia".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.