Jak informuje "The Guardian", do masowych protestów doszło w prowincji Wuhan w środkowych Chinach. Uczestników demonstracji – mimo podeszłego wieku większości z nich – nie odstraszyła nawet deszczowa pogoda.
Przeczytaj także: To coś pojawiło się nad USA. Pentagon boi się otworzyć ogień
Chińczycy znowu wyszli na ulice z powodu cięć świadczeń
Powodem, dla którego Chińczycy w wieku emerytalnym zdecydowali się wyjść na ulice, były cięcia świadczeń medycznych. Decyzja rządu o wprowadzeniu oszczędności najmocniej uderzyła właśnie w seniorów, a ci nie omieszkali otwarcie wyrazić swego niezadowolenia.
Okradać zwykłych obywateli, takich jak my? Dlaczego nie oskubiecie najpierw urzędników i to im nie obetniecie świadczeń o połowę? To oburzające! – cytuje jedną z demonstrujących seniorek Radio Free Asia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo...
Przeczytaj także: Chiny ostrzegają Europę. Chodzi o scenariusz końca wojny w Ukrainie
Reforma publicznego ubezpieczenia zdrowotnego została przygotowana przez ustawodawców z prowincji Wuhan. W jej wyniku doszło do znacznego obniżenia wydatków, które rząd może ponieść na rzecz ochrony zdrowia publicznego.
Seniorzy domagają się, aby politycy wycofali się z reformy zdrowia publicznego. Żądają, żeby wysokość świadczeń wróciła do poprzedniego stanu. Chińscy emeryci są w szczególnie złym położeniu nie tylko ze względu na fakt, że ze względu na wiek częściej korzystają z pomocy medycznej. Dotykają ich także gwałtowne podwyżki kosztów opieki zdrowotnej, do jakich doszło w trakcie pandemii COVID-19.
Przeczytaj także: Balon naprawi relacje? "Trzeba pilnie słuchać tego, co teraz powiedzą"
W trakcie demonstracji były skandowane antyrządowe hasła, a także m.in. śpiewana "Międzynarodówka". Na proteście obecni byli funkcjonariusze policji, którzy pilnowali, aby seniorzy nie zbliżali się do bram i ogrodzeń instytucji państwowych.
Niektórzy z uczestników demonstracji zostali zatrzymani przez policję. Wszystkie tego typu interwencje potwierdzają jedynie świadkowie protestów – funkcjonariusze w ogóle nie odnoszą się do doniesień, a lokalni urzędnicy zaprzeczają, żeby do nich dochodziło.