Media publiczne, regionalne dzienniki, gazety ogólnopolskie. "Super Zbieracz z Lublina na puszkach i butelkach zarobił na bar z kebabem", "Grzegorz 11 lat sprzedawał butelki. Teraz odłożył na pierwszy biznes" to tylko kilka z tytułów. Historia podbiła też media społecznościowe.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin praktycznie wszyscy pisali o Grzegorzu z Lublina. Znany jest pod pseudonimem "Super Zbieracz". Co zbiera? Butelki i puszki. Odnosi na skup i zarabia. Nazywa je "kryształami mocy". I właśnie w ten sposób przez 11 lat oszczędzał. W tym roku uzbierał na własny lokal z kebabem. Historia jest wszędzie. I niebawem pojawi się w kolejnych mediach.
W ostatnich dniach zdecydowanie łatwiej było dodzwonić się do nowych ministrów niż "Super Zbieracza". Przez kilka godzin miał wyłączony telefon. Później go po prostu nie odbierał, a jego skrzynka pocztowa była pełna.
- Właśnie jedziemy w teren z Telewizją Polską, opuściłem lokal. Proszę dzwonić później - tłumaczy, gdy w końcu udaje mi się do niego dodzwonić. W głosie czuć wyraźną ekscytację. Chwali ekipę telewizyjną, ale na pytania nie da rady odpowiedzieć. Szybko musi kończyć, bo zaraz będą nagrywać.
Drugie dno
Sporą rysę na wizerunku Grzegorza właśnie zrobił twórca sieci "Prawdziwy Kebab u Prawdziwego Polaka". Też jest z Lublina.
Od kilku dni ostrzega, żeby omijać nowy lokal szerokim łukiem. Zatrudniał Grzegorza w roli dostawcy przez pewien czas. I to pod jego szyldem na początku miała działać restauracja. Miała, jednak tak się nie stało.
- "Super Zbieracz" odkupił lokal na Jasnej i aktualnie prowadzi tam swoją własną firmę, nie posiadając odpowiedniej wiedzy. (…) Osoba przeszkolona przeze mnie opuściła Grzesia po jednym dniu pracy. Dlatego nie biorę odpowiedzialności za jego działania. Jeżeli nie będą tam zatrudnione osoby przeszkolone, lokal straci prawo do używania moich oznaczeń - pisał na początku stycznia Jerzy Andrzejewski. Po kilku dniach wrzucił informację, że lokal nie może używać jego logo. Nie ma na to żadnej umowy, a on się po prostu nie zgadza.
Kim jest Andrzejewski? To twórca sieci lokali pod szyldem "Prawdziwy Kebab u Prawdziwego Polaka". Też pojawiał się w mediach. Jego lubelska firma była na ustach mediów dokładnie rok temu. Jeden lokal zamienił na kilka, prowadzi teraz sieć. I - jak tłumaczy - zatrudnił jakiś czas temu Grzegorza "Super Zbieracza" w roli dostawcy. Może więc trochę o nim opowiedzieć.
Skąd ta reakcja na działania nowego właściciela lokalu? Andrzejewski wszystko wyjaśnia w komentarzach. Głównie chodzi o… względy higieniczne.
- "(…) Bronię swojego znaku przed ludźmi, którzy działają na niekorzyść firmy i moich klientów. Nie dopuściłem, żeby ktoś zatruł się w lokalu pod moją banderą i żeby pracowała osoba nieprzeszkolona za barem w lokalu. Tym bardziej, że nie posiada ważnych badań do celów sanitarno-epidemiologicznych. Grzesio nigdy nie był szkolony z procesu produkcji kebaba w moim lokalu, bo też nigdy nie dopuściłbym go do pracy z żywnością" - pisze ostro. Komentarze umieszczał pod nazwiskiem, na większość wątpliwości odpowiada.
I wyjaśnia klientom, że nigdy nie dopuszczał osoby, która zbiera butelki i puszki do kontaktu z jedzeniem w kuchni. "Super Zbieracz" miał pracować tylko jako dostawca, jeździł na skuterze.
- "(Grzegorz - red. ) nigdy nie miał wstępu na kuchnię, a dowoził jedzenie zapakowane, do którego nie miał dostępu. Lokal odkupił od poprzedniego franczyzobiorcy za własne pieniądze" - zaznacza Andrzejewski. I tłumaczy, że "Super Zbieracz" w mediach podaje nieprawdziwą kwotę. Ponoć lokalu nie kupił za 4 tys. zł, a za 20 tys. zł. Dlaczego w tej kwestii miałby mówić nieprawdę? Tego Andrzejewski już nie wyjaśnia.
Andrzejewski "Super Zbieraczowi" poświęca kilkanaście wpisów. Tłumaczy, jaką rolę miał pełnić w przejętym lokalu. - "Według umowy Grzesio ma dowozić, pilnować biznesu, ale nie robić kebaby. Miał poza tym zakończyć biznes butelkowy i zadbać o higienę. To miał być inny Grzesio. Nawet fajnie, bo mogłem pomóc i ze zbieracza butelek mógł awansować w oczach normalnych ludzi" - wyjaśnia.
I już na początku miały pojawić się problemy. W lokalu ponoć pojawiła się tylko jedna osoba, więc Andrzejewski pojechał pomagać i ratować sytuację. Tak przynajmniej twierdzi.
- "Nie wymagałem od Grzesia pomocy, bo po co? On nie miał książeczki sanepidu i nie powinien wchodzić za bar. W sobotę nasz superbohater miał już dość kebaba i bolało go, że musi płacić za pracownika. Dlatego w poniedziałek bez uzgodnienia ze mną otworzył i sam stanął za ladą" - wyjaśnia.
"Super Zbieracz" odpowiada
Na jeden z komentarzy odpowiedział sam zainteresowany.
- "Wczoraj robiłem sam kebaby i popatrz na Mój Fan Page są same pochwały. (…) Nie smakował? Zrobiony każdy kebab w rękawiczkach. W dodatku badania sanitarno-epidemiologiczne mam i dam w później zdjęcie" - napisał. Wyjaśnił też, że firma jest jego, a umowy na franczyzę nie podpisywał.
- "Nie mam związanych rąk umowami i mogę wszystko robić po swojemu. Teraz czekam na zdjęcie szyldów lub sam to zrobię i odwiozę" - wyjaśnia. W kolejnych komentarzach nie wrzucił jednak wspomnianego dokumentu.
Skarży się za to, że "pan Jerzy żałował mi jednego kebaba dziennie". - "Obiad jadłem w domu dopiero około 1 w nocy, jak dotarłem po pracy do domu. To jest poszanowanie pracownika? Ja to wszystko pamiętam. Słaniałem się na nogach" - żali się.
- "Mógł jak każdy inny współpracownik kupić kebaba za 50 proc. ceny, ale on chciałby wszystko dostawać za darmo. Miał dniówkę 100 złotych plus paliwo plus dodatkowo za każdy dowóz, bo mi się zrobiło przykro patrząc na niego" - ripostuje administrator profilu "Prawdziwy Kebab dla Prawdziwego Polaka".
W wiadomości do Wirtualnej Polski "Super Zbieracz" poinformował, że nie ma zamiarów odpowiadać na takie zarzuty. - To już jest przeszłość i to już jest za mną - napisał. Ponowiliśmy pytanie, czy posiada niezbędne dokumenty i badania na prowadzenie działalności.
- Pan Andrzejewski powinien zająć się swoim biznesem, a ja swoim. Firma Super Kebab Lublin jest prawnie moja i ja tu rządzę. Wszystko co musiałem załatwić z sanepidem już załatwione i wszystkie zgody, pozwolenia, atesty mam. Łącznie z pozwoleniem na sprzedaż piwa, które odebrałem wczoraj, a więc uważam sprawę za załatwioną - odpisał. Zapytaliśmy "Super Zbieracza", czy wciąż ma zamiar opublikować niezbędne dokumenty, żeby uciąć dyskusje.
- Nie muszę się przed nikim legitymować, ani nie muszę nikomu nic udowadniać. (...) Proszę się zająć innymi osobami, lokalami i sprawami. Ja już mam dosyć tego hałasu o nic. Chce uczciwie i w spokoju pracować, a jak są jakieś pytania, to będę kierować do moich prawników. Żegnam - odpisał.
Warto przy tym wspomnieć, że obaj panowie dobrze współpracowali. Bez problemu można znaleźć ich wspólne zdjęcia jeszcze z grudnia ubiegłego roku.