Każdy to zna. Przeglądamy media społecznościowe, a w pewnym momencie natykamy się na reklamy. I są to bardzo różne oferty, jednak zwykle łączy je jedno, myślimy - skąd oni wiedzą, że akurat teraz tego szukam. Tak działa specjalnie zaprogramowany algorytm, jego skuteczność najlepiej widać m.in. podczas przedświątecznych zakupów.
Załóżmy, że szukamy suszarki do włosów, by dać ją w prezencie. Wystarczy kilka razy wpisać to hasło w wyszukiwarce i już wszędzie, gdzie wyświetlają się okienka z reklamami, będziemy atakowani ofertami suszarek właśnie.
Tak miało być i w tym przypadku, ale coś poszło nie tak. Zalando chciało wyświetlić spersonalizowaną reklamę, ale zamiast tego zaproponowało pas do pończoch i podwiązki okraszając ofertę hasłem: "Wygodna moda dla wasze kochane dzieci" (pisownia oryginalna).
Na reklamę właśnie z taką treścią natknął się na Facebooku Mateusz Kurleto - właściciel Neoteric, firmy zajmującej się m.in. interfejsem programowania aplikacji (API).
"Drogie Zalando, niestety nie mam dzieci i mogę nie być na bieżąco z trendami, wydaje mi się jednak, że coś Wam nie bangla z matchowaniem produktów i tekstów reklam (pomijając tłumaczenia rodem z wczesnych wersji google translatora)" - napisał w swoim poście.
Czytaj także: Kolejne problemy firmy związanej z FlixBusem. Znów sprzedano bilety na nieistniejące kursy
Kurleto błyskawicznie zastosował tzw. Real Time Marketing, czyli marketing czasu rzeczywistego. Wykorzystując wpadkę Zalando, postanowił wypromować swoją firmę. To coraz szerzej stosowany zabieg, firmy czyhają na takie wpadki, by w prześmiewczy sposób wykorzystać je w celach promocji.
Jak to działa?
Jak wspomnieliśmy wcześniej, za każdym razem, gdy szukamy konkretnej rzeczy w internecie, zostawiamy ślad, który analizuje później specjalny algorytm. Na podstawie tych śladów generowane są reklamy – tak, by klient konkretną rzecz kupił właśnie w reklamującym się sklepie, a nie innym.
Jednak, jak tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Grzegorz Gwoźdź, dyrektor techniczny w Neoteric, bardzo łatwo zrobić to źle.
- To, że ktoś szuka śledzi, a później polajkuje nowy smak lodów czekoladowych, nie jest powodem, by oferować od razu śledzie w lodach czekoladowych. Gdy firma korzysta z algorytmu skleconego naprędce, to ten raczej gorzej niż lepiej poskłada z tego reklamę. Efekty bywają w najlepszym wypadku komiczne, jak powyżej – mówi nam Gwoźdź.
Ekspert wyjaśnia też, jak zrobić to dobrze.
- Przy właściwym podejściu zasilimy nasze algorytmy informacjami, jakie zakupy następowały po obejrzeniu jakich produktów, oraz które z nich się nie łączyły, unikając tym samym "czekoladowych śledzi" i "eleganckich pończoch dla dzieci". Do tego trzeba dodać tzw. supression filters (specjalne filtry też uczone algorytmami), by uniknąć niefortunnych zestawień i ważnych wydarzeń. Wtedy wstrzelimy się z propozycją prezentu we właściwym momencie – mówi w rozmowie z WP Grzegorz Gwoźdź.
- Mając odpowiednie dane i informacje, gdzie i jak klienci się z nami kontaktują, można dzięki temu - pomimo wielomilionowej bazy klientów - mieć z takim np. Mateuszem kontakt, jak jego ulubiony osiedlowy sklep, którego właściel wie, kiedy ten ma urodziny, że akurat robi remont, a w sobotę przyjeżdża "Mamusia", więc pewnie ruszy w miasto z kolegami – podsumowuje dyrektor techniczny Neoteric.
Masz przykład podobnych wpadek? Daj nam znać poprzez dziejesie.wp.pl