Post Kapronia szybko rozchodzi się w mediach społecznościowych. Wystarczyło, że porównał kościoły w Boliwii i w Polsce, delikatnie mówiąc - na niekorzyść tego drugiego. Ksiądz nie może się nadziwić, że wystarczył miesiąc, by tak się zawieść. Jak podkreśla, miejsce, z którego wyjechał "jest przede wszystkim wspólnotą", której tutaj kompletnie nie czuje.
"W Polsce mamy do czynienia z Kościołem prawa, świętego oburza, kanonicznych upomnień, gdzie większym grzechem i skandalem jest artykuł z wizerunkiem rozebranej Madonny Edwarda Muncha, niż szalejące grzechy podziałów w społeczeństwie, powszechnego hejtu, a nawet zawiści" – stwierdza ostro zakonnik. Dalej nie oszczędza swoich kolegów, którzy karzą za byle co, nie dostrzegając rzeczywistych problemów ludzi.
"Dynia jest postrzegana jako poważne zagrożenie, a nie fakt, że oto idzie mróz i bezdomni nie mają co zjeść" – czytamy. – Gdzie sprawy księdza kulturysty lub księdza, któremu zrobiono zdjęcie z tabliczką LGBT, rozwiązuje się przy pomocy kanonicznych upomnień, niż wspólnym pójściem na piwo i wytłumaczeniem sobie sprawy" – dodaje. To podsumowanie robi furorę, internauci dziękują Kaproniowi, pisząc m.in.: "Takie proste, a w punkt".
Przeglądając tablicę zakonnika na Facebooku, można znaleźć podobne do cytowanego wpisy. W jednym stwierdza, że "dzisiaj być katolikiem w Polsce jest zadaniem o wiele trudniejszym niż być katolikiem w takiej mojej Boliwii". Kaproń akonnik dostrzega jednak i pozytywne działania, chwaląc duchownych z parafii w Wieńcu czy redakcję "Deon". Jak podkreśla, niosą nadzieję na zmiany.