W Hiszpanii przygotowujesz się do kolejnej walki, zaplanowanej na 26 października? Dlaczego poza Polską?
Tutaj troszeczkę taka zamuła – człowiek wraca do tego, co było. Trzeba odpocząć, naładować baterie, obrać nowe cele. Będę tylko ja i trener.
Po przegranej z Derekiem Chisorą spadł na ciebie wielki hejt.
Nie pierwszy raz i nie ostatni. Byłem naprawdę świetnie przygotowany, ale waga ciężka kolejny raz dała mi do zrozumienia, że wystarczy jeden cios i cię nie ma. Wiesz, ludzie po walce zawsze komentują. Czy to ma jakieś znaczenie?
Nie przejmowałeś się tym? Serio?
W ogóle nie czytałem tego, co pisali. Dzisiaj byle kto może wyrazić swoją opinię publicznie. Mam to w nosie, naprawdę. Przegrałem przez nokaut, więc to nie jest nic przyjemnego – trudno, żebym czytał na ten temat komentarze i jeszcze bardziej się dołował.
Dobrze, że Kamila zorganizowała od razu wyjazd na wakacje, aby można się było odstresować. Chociaż wiadomo, że człowiek cały czas wracał myślami do walki. Ja nie spożywam alkoholu, więc tym bardziej nie było możliwości nawet jakiegoś upustu tych emocji. Za to, niestety, objadam się za bardzo. Teraz ważę 116 kg i niestety zaczynam mieć problem ze stawami. Bolą mnie, jak biegam czy trenuję. Nie jest dobrze.
Kto jest dla ciebie największym wsparciem?
Moje pieski, kiedy widzę, jakie są szczęśliwe, gdy idę z nimi na spacer. To jest taka miłość, która na nic nie patrzy, tylko żeby być z tobą. No i Kamilka tak samo. Tylko wiadomo, to jest kobieta – wydaje jej się, że wszystko jest takie proste. Nie trenuje tak ciężko i stąd wielu rzeczy nie rozumie. Aczkolwiek mówię, jest wielkim wsparciem. Jest moją kobietą, zna mnie.
Rozmawiałeś z Kamilą na temat tej walki?
Nie było specjalnie o czym. To była jedna runda, jeden cios.
O twoich emocjach, uczuciach.
Widzi przecież, jest ze mną praktycznie 24 na dobę. Od kiedy ze sobą jesteśmy, po tygodniu czy dwóch mieszkaliśmy już razem. Nigdy nie było też tak, abyśmy byli dłużej niż tydzień bez siebie.
A mówisz Kamili, że ją kochasz?
Ojeju, ona już ma dość (śmiech). Ja codziennie trzy, cztery, pięć raz jej to powtarzam.
Ty nawet na Instagramie takie posty wrzucasz.
Nie, nie wrzucam.
Owszem. Pod zdjęciami z Kamilą piszesz: moja Misiunia, moje serduszko itd.
Rzadko. Najwięcej wrzucam zdjęć piesków. Mówię ci, media społecznościowe… już mnie to drażni. Jak byłem młody, cieszyło mnie to. Z perspektywy 30-latka inaczej to wygląda.
30 lat to, powiedziałabym, nie za dużo. Nadal jesteś młody.
No tak, ale rozmawiamy o 20-letnim chłopaku, któremu wszystko się podobało. Dzisiaj patrzę na to z dystansem.
Hejt w internecie ciebie dotyka szczególnie mocno. Zdarzyło się, Artur, by w realu ktoś do ciebie podszedł i powiedział ci coś przykrego na temat twoich umiejętności?
Nie, nikt mi tego nie powiedział prywatnie. W internecie każdy mądry.
Miałeś 15 lat jak zacząłeś boksować. Z jakiego powodu?
Chciałem się bić.
Lubisz to?
Uwielbiam. Gdy miałem te 17 lat, wystarczyło jedno pstryknięcie palcem i leciałem jak walnięty. Teraz mi przeszło. Po co tak robić? Nie wypada.
Myślisz, że to kwestia doświadczeń? Czy może wpływ Kamili?
Kobieta, wiadomo, ma wpływ na ciebie, ale bez przesady. Uważam, że raczej doświadczenia. Na więcej rzeczy jestem wrażliwy niż kiedyś. Jest mi przykro, jak widzę czyjąś krzywdę, nawet i moich byłych wrogów. Ja wiem, że to dziwnie brzmi, ale mówię poważnie. Zastanawiam się, czy dlatego że dorosłem czy boks tak zmienia?
Myślisz, że porażki uwrażliwiają?
W jakiś sposób tak.
A odbierają pewność siebie?
Tego nie wiem. Też zadaję sobie takie pytanie, bo akurat przed walką byłem pewny siebie. Zobaczymy, jak będzie przy kolejnej…
Masz poczucie, że jesteś silny wewnętrznie?
No właśnie wewnętrznie szukam na razie tego wszystkiego, ale… ciężko mi znaleźć taki punkt zaczepienia, dzięki któremu mógłbym znowu się odnaleźć.
Wspomniałeś, że twoje psy są dla ciebie dużym wsparciem. Bardzo je kochasz, prowadzisz nawet im konto na Instagramie.
Cycu prowadzi to konto (śmiech). Ja i Cycu chcemy pokazać ludziom, że ta rasa psów jest wspaniała.
To groźne psy.
Wszystko to kwestia wychowania. Moje pieski są traktowane jak rodzina, mają swoje łóżka, jeżdżą z nami do hoteli, jeżeli nie jest to zagranicą. Bo wiadomo, że z tym wiąże się wiele rzeczy: paszporty, badania i przede wszystkim obciążenie psychiczne.
Raz zabrałem Cycusia do Stanów i to było dla niego traumatyczne przeżycie, bo musiał lecieć w klatce w samolocie. Staram się pokazać ludziom, że psy tej rasy to najwierniejsi przyjaciele, a nawet wspaniałe opiekunki do dzieci. Ja wprawdzie dzieci nie mam, ale kilka razy pokazywałem na Instagramie, jak pilnują, przytulają się, całują nawet obce dzieci. Cycuś to już w ogóle.
Niedawno kupiłeś kolejnego psa, Nalę.
Tak, razem z koleżką kupiliśmy żonę dla Pumby, bo on ma dobre geny. To piękny piesek, bardzo mądry. Lubię z nim przebywać. Wiem, że to brzmi śmiesznie, jak ktoś tego nie rozumie, ale kiedy z nim rozmawiam, to patrzy na mnie i wszystko rozumie. A Cycuś taki osioł – patrzy i niczego nie rozumie. Ale tak samo jest kochany.
Ty, taki łobuz, z zaskakującą czułością mówisz o psach.
Ja wszystkie pieski kocham, ale akurat Pumbusia i Cycusia najbardziej. No i świętej pamięci Pakusia – to był mój pierwszy pitbull, który miał 14 lat i odszedł cztery miesiące temu. To najukochańsze psy na świecie.
Chciałbyś mieć dzieci?
Oczywiście. Ale wiesz, co? Tak sobie myślę, że nie mam jeszcze takiego wewnętrznego… na zasadzie: jak by były to fajnie, ale nie mam tak, że muszę już teraz.
A Kamila nie chciałaby mieć już dzieci?
Na razie nie.
Od kilku lat jesteście zaręczeni. Planujecie ślub?
Nie. Wiem, przynajmniej po swoich kumplach, że zawsze po ślubie coś się psuje. Kamila już zresztą była mężatką. Niepotrzebne nam to.
Jak spędzacie razem czas?
W okresie treningowym w większości razem śpimy. Kamila coś ogląda w telewizji, ja znowu za tym nie przepadam, bo wracam z treningu zmęczony. Najbardziej lubimy gdzieś wyjechać. Wtedy odpoczywamy, opalamy się, chodzimy coś zjeść…
Ty znowu o jedzeniu (śmiech).
Ojej, no właśnie to jest moja pięta achillesowa, bo ja… Nie, no nawet nie chcę o tym mówić.
Dawaj.
Po walce potrafię zjeść pięć podwójnych McRoyali czy WieśMaków. Wtedy tylko to mnie interesuje. Wyobraź sobie: pięć podwójnych! I do tego frytki, ciastka i McFlury. Tak to wygląda. Mijają dwie, trzy godziny i znowu coś potrafię zjeść. Jak rozepcham żołądek, to jest tragedia.
A co najbardziej lubisz jeść?
Mięso, tatara. Nie mam problemu ze słodyczami, nie lubię. Ale mięso do oporu.
Kamila gotuje?
Nie. Kiedyś gotowała. Jak się poznaliśmy, to chciała mi zaimponować i zaproponowała, że zrobi spaghetti carbonara. Przywiozła takiego kurczaka dużego… Myślę sobie: kurczak? No ale dobra, nie wtrącam się. Pokroiła go w takie kawałki wielkie i przyniosła potem tę "carbonarę”. Myślę sobie: gdzie boczek? Co to jest?
Kiedy zaczęła dopytywać, czy pyszne, powiedziałem: tak, pyszne, kochanie. Ale jak już byliśmy z pół roku razem, powiedziałem, że jeszcze raz ugotuje cokolwiek albo powie, że to carbonara, to zobaczy. To było ohydne. A jeszcze ona powtarza, że przez żołądek do serca (śmiech). Do tej pory to wspominamy i się śmiejemy.
Jakoś jednak udało jej się trafić (śmiech).
Ale akurat nie przez gotowanie. Jest taką małą zołzą, ale kocham ją. Jest taką francą, rzadko ją coś wzrusza.
Ty jesteś delikatny, a ona twarda?
No, tak (śmiech). Coś w tym jest.
Miałeś trzy lata, gdy zmarł twój tata. Jak wspominasz swoje dzieciństwo?
Dobrze. Chciałbym wrócić nawet do tego czasu – wiele rzeczy bym zmienił. Wszystko, w co kiedyś wierzyłem, nie do końca miało takie… (cisza)
Brakowało ci taty?
W jakimś sensie tak. Czasami, jak byłem młodszy i przychodzili ojcowie kolegów na mecz, żeby im kibicować, to myślałem sobie: "ale fajnie”. Mama była takim naszym oparciem.
Przypuszczałeś kiedykolwiek, że znajdziesz się w miejscu, w którym jesteś teraz?
Akurat może nie myślałem, że będę bokserem zawodowym, ale chciałem się bić. Wiele rzeczy się udało, wiele nie udało.
A zastanawiasz się, co będziesz robił za kilka lat?
Na razie skupiam się na boksie, mam dużo do zrobienia… Porażki to są wyłącznie porażki. Pytanie, czy się po nich podniesiesz, bo to też nie jest łatwe. Tym bardziej, gdy byle frajer może wyrazić swoją opinię, nawet nie znając się na sporcie zawodowym. Powiem ci tak: dzięki Bogu jestem, gdzie jestem. Zdrowy. I to jest najważniejsze.
Przeczytaj też inne rozmowy Aldony Sosnowskiej-Szczuki:
- Przemysław Saleta: "Do Polski wróciłem z miłości do Karoliny"
- Juras jakiego nie znacie. Rozmawiamy o KSW, Ninja Warrior Polska i... córeczce
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.