4 czerwca 2002 roku uczestniczyłem w szkolnej wycieczce. Nie było jeszcze smartfonów, a spotkanie Polska – Korea Południowa w ramach MŚ 2002 słuchaliśmy z kolegami w autokarze, na małym radiu analogowym z bazaru. Pamiętam relację z Polskiego Radia, przerywaną brakiem zasięgu fal radiowych.
Dochodziło do mnie co trzecie, czwarte słowo komentatora. Gdy ten oznajmił, że padł gol, w autokarze wybuchła ogromna radość. Nikt nie przypuszczał, że zawodnicy, którzy "jechali po mistrzostwo świata" (jak mówił selekcjoner Jerzy Engel) dumnie prezentując się na okładkach kolorowych magazynów, mogą przegrać z Koreańczykami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po powrocie do domu poczułem wstyd, gdy okazało się, że rzeczywiście - mogą. Polska po fatalnym meczu przegrała z Koreą Południową 0:2, a w blamażu uczestniczył m.in. Jacek Bąk.
Kilka dni później cała Polska musiała przetrawić popis "Orłów Engela", którzy w spektakularny sposób ponieśli bolesną porażkę 0:4 z Portugalią. Pedro Pauleta kręcił Tomaszem Hajto niczym hazardzista ruletką w Las Vegas. Ten mecz oglądałem w domu. Wstyd po raz kolejny. Blamaże i tragiczna gra nie przeszkodziła zawodnikom kadry, aby bić się o pieniądze z reklam. Wtedy to było dobre.
Minęły miesiące. Znów starałem się odbudować zaufanie do kadry. Moje "biało-czerwone serce" dumnie wspierało zawodników, którzy walczyli o awans do Mistrzostw Europy w 2004 roku. Czar prysł w październiku 2002 roku, gdy Juris Laizāns wpakował nam piłkę do siatki, a Polska przegrała z Łotwą 0:1.
Kibice ze wstydem wychodzili ze stadionu Legii w Warszawie po największej kompromitacji w historii naszej kadry. Piłkarze (w tym Artur Wichniarek) jak gdyby nigdy nic wrócili do autokaru. Nikt nie klękał na grochu. Wtedy to było dobre.
Eksperci, którzy zapomnieli o przeszłości?
Dziś ci sami zawodnicy kreują wokół siebie aurę nieomylności. Osądzają od czci i wiary aktualnych kadrowiczów. Krytykują ich w bardzo mocnych słowach, nie zawsze dobierając słowa współmiernie do winy.
Zbulwersowany Artur Wichniarek uważa, że Zalewski i Zieliński powinni piechotą iść do hotelu za zdjęcie z Cristiano Ronaldo, wykonane po blamażu z Portugalią (trzeba przyznać, że moment na fotografię był niefortunny, aczkolwiek nie miał wpływu na fatalną postawę Polaków).
Jacek Bąk z kolei grzmi, że sprawę zdjęcia powinien rozliczyć trener Michał Probierz. Czy jednak trener Jerzy Engel rozliczył fatalną postawę swoich zawodników po porażce z Koreą Południową i Portugalią? Czy trener Zbigniew Boniek biczował publicznie graczy, gdy ci przegrywali z Łotwą, a później dalej lansowali się w drogich futrach, na sesjach zdjęciowych dla kolorowych magazynów?
Reprezentanci Polski z przełomu wieków zapominają, że byli sprawcami wielu kompromitacji, a kibic musiał wielokrotnie najeść się przez nich wstydu. Nigdy nie awansowali na mistrzostwa Europy, nie wyszli z grupy na mistrzostwach świata. Sporadycznie grali w Lidze Mistrzów, a wyżyny stanowiły dla nich bramki w 2. Bundeslidze. Wywoływali liczne afery, w tym te podlewane alkoholem.
Dziś chcą uczyć grać i wieszać jednocześnie zawodników, do których poziomu piłkarskiego nigdy nie dorośli. Graczy, których największym, "pozapiłkarskim" grzechem jest zdjęcie wykonane z jednym z najlepszych piłkarzy świata. Jako osoba, która pamięta dawne kompromitacje – ja się na to nie zgadzam.
Jasne, uważam, że robienie zdjęć z Cristiano Ronaldo po blamażu z Portugalią było niesmaczne, niefortunne i niestosowne. Zgadzam się, że kapitan reprezentacji nie powinien tak ostentacyjnie fotografować się z przeciwnikiem. Dobrze pamiętam jednak, że kadrę dotykały dużo gorsze grzechy.
"Aferę zdjęciową" idealnie podsumował Marcin Żewłakow. W rozmowie w "Kanale Sportowym" sprowadził na ziemię zbulwersowanego Artura Wichniarka. Były reprezentant Polski dobrze pamięta blamaże, w których uczestniczył, przypominając je swojemu byłemu koledze z kadry.
Artur, ja tego nie pochwalam. Ale piętnować zawodników za zdjęcie? Może jeszcze powinni w drodze pokuty na kolanach wracać do autokaru? Zaczynamy wywierać taką presję. Artek, przestań, proszę Cię. Razem graliśmy w meczu z Łotwą. Przegraliśmy mecz, z którego śmiała się połowa Polski. My, jako byli piłkarze, czasem zapominamy, co nam się przytrafiło - powiedział Marcin Żewłakow.
W pełni się z nim zgadzam.
Przypomnijmy, że dziś (18 listopada) o godzinie 20:45 Polska zagra ze Szkocją w ramach ostatniej kolejki Ligi Narodów. Aby zachować szanse gry w najwyższej lidze rozgrywek, "biało-czerwoni" muszą przynajmniej zremisować.