W 2018 roku Max Parrot zdobył srebrny medal igrzysk olimpijski. Rok później musiał przerwać starty. Usłyszał przerażającą diagnozę - wykryto u niego nowotwór krwi, Chłoniak Hodgkina.
To przerażające. Boję się, ponieważ to wyzwanie, z jakim nie miałem wcześniej do czynienia - mówił wówczas na konferencji prasowej.
Kanadyjczyk musiał poddać się chemii, która trwała sześć miesięcy. Nie wiedział, czy przeżyje. Nie wiedział, jak jego organizm zareaguje na leczenie. Na szczęście podjęte działania przyniosły efekt. Max Parrot wyzdrowiał i mógł wrócić do sportu.
Przechodzenie przez chemię było koszmarem. Jestem bardzo dumny i szczęśliwy, że udało mi się wrócić, że znów mogę jeździć na snowboardzie - powiedział, cytowany przez bild.de.
Zwieńczenie tej drogi miało miejsce w Pekinie. W poniedziałek kanadyjski snowboardzista zdobył złoty medal igrzysk olimpijskich w Pekinie w slopestyle'u. Dokonał tego, choć w kwalifikacjach mu się nie powiodło i był dopiero dziesiąty.
Zmieniłem się jako osoba i jako sportowiec. Po takim czymś stajesz się silniejszy psychicznie. Jest wiele lekcji, które mogę przełożyć na snowboard. Widzę życie inaczej - powiedział.
To, co w poniedziałek wydarzyło się w Pekinie, niemiecki portal bild.de nazwał "bajkowym zakończeniem" strasznej historii.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.