Marat Safin ma 43 lata i pochodzi ze sportowej rodziny. Jego mama była jedną z czołowych tenisistek w Związku Radzieckim, natomiast tata zajmował stanowisko administracyjne w stowarzyszeniu Spartak.
Bardziej pociągała go piłka nożna. Za sprawą mamy - Rausy Isłanowej - zajął się jednak tenisem, w którym od początku odnosił sukcesy. Nie dostał się do akademii w Cincinnati, gdzie trafiła za to Anna Kurnikowa. Safin wylądował z kolei w Walencji.
Już w 2000 roku został liderem światowego rankingu. Łącznie wygrał 15 turniejów rangi ATP, w tym dwa wielkoszlemowe - US Open (2000) oraz Australian Open (2005). Później zaczęły trapić go liczne kontuzje. W 2009 roku rozegrał pożegnalny mecz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W trakcie kariery budził kontrowersje. Regularnie niszczył rakiety podczas meczów. W I rundzie Australian Open w 2000 roku przegrywał z Grantem Staffordem i zaczął grać pasywnie, za co ukarano go grzywną. Często kłócił się także z sędziami.
Po zakończeniu przygody z tenisem wciąż był blisko dyscypliny. Rosyjskie media przypominają, że brał udział w turniejach pokazowych oraz dla weteranów. Pełnił ponadto funkcję wiceprezesa Rosyjskiego Związku Tenisowego.
Przez sześć lat był deputowanym w rosyjskiej Dumie. Kandydował z listy partii Jedna Rosja Władimira Putina (wówczas premiera Rosji), którego przez lata był pupilem. Reprezentował region Niżnego Nowgorodu, choć sam pochodził z oddalonej o 300 km Moskwy. W końcu - po sześciu latach - zrezygnował ze swojego mandatu i zakończył pracę w parlamencie.
Następnie jego życie mocno się odmieniło. Safin zainteresował się praktykami duchowymi i medytacją, a także dalekowschodnią filozofią. Rosjanin dużo podróżuje, często odwiedza Peru. W rozmowie z portalem sportmail.ru tłumaczył, że ten kraj jest jego miejscem. Przestał jednocześnie śledzić tenis.
Przewartościował ponadto swoje życie. Choć na korcie zarobił kilkanaście milionów dolarów, ceni zupełnie inne wartości. Stał się również niezwykle spokojnym człowiekiem, co może dziwić, biorąc pod uwagę, że połamał więcej rakiet, niż... rozegrał meczów.
Nie muszę mieć obok siebie drugiej osoby, jestem samowystarczalny. Kocham życie w samotności i to, gdy nikt się o mnie nie martwi. Nie mam żony, ani dziewczyny (na zdjęciach pozuje z siostrą Dinarą - dop. red.), nie jest mi to potrzebne - wyjaśnił w jednym z wywiadów.