O przygodach drużyn słychać od ponad dwóch tygodni, ponieważ wtedy wystartowały eliminacje europejskich pucharów. Na przykład norweski FK Bodo/Glimt miał problem z dotarciem na Wyspy Owcze. Jedynym sensownym środkiem transportu jest samolot, a ten przez dwa dni nie dostał pozwolenia na wystartowanie z powodu gęstej mgły nad archipelagiem.
Z kolei kazachski FK Astana odwołał konferencję prasową i oficjalny trening w Częstochowie i ma dotrzeć do Polski dopiero w dniu meczu z Rakowem. Jako, że rozpocznie się on w czwartek o godzinie 21 czasu polskiego, to FK Astana będzie, bez przygotowania, grać w środku nocy według strefy czasowej obowiązującej w Kazachstanie.
Kolejna nieco absurdalna historia nadeszła z Luksemburga, dokąd wybrał się serbski Cukaricki Belgrad, żeby zagrać mecz eliminacji Ligi Konferencji Europy z Racingiem.
Ledwo piłkarze z Serbii wylądowali w Luksemburgu, już mieli problem z dostaniem się do hali przylotów. Na płycie lotniska policja najpierw oddała strzał, a następnie aresztowała mężczyznę. Dopiero po wyjaśnieniu tej sytuacji, wyglądającej jak z kina akcji, drużyna mogła opuścić samolot.
Piłkarze wsiedli przed lotniskiem do autokaru, którego kierowca miał już spokojnie dowieźć ich do hotelu. To jednak byłoby za proste - ten zgubił się w niewielkim mieście, które zamieszkuje zaledwie 114 tysięcy kibiców.
Objazd miasta przez autokar trwał dodatkowe pół godziny. Wreszcie kierowca zlokalizował hotel położony w samym centrum.
Piłkarze nie tracili dobrego nastroju i z uśmiechem przyjęli nieplanowaną wycieczkę po Luksemburgu. Na przygotowanie do czwartkowego meczu mieli wystarczająco dużo czasu, żeby nie stresować się kolejnym opóźnieniem. Jak zapewniają, na boisku nie będzie już żartów, a priorytetem jest awans.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.