Przez wiele tygodni Marcin Najman pokazywał, jak trenuje i przygotowuje się do walki. Pomiędzy nim a "Don Kasjo" dochodziło do utarczek słownych, a nawet do pomówień (tak przynajmniej twierdzi Najman). Spodziewano się więc emocji i agresji w walce, skoro panowie mieli sobie dużo do udowodnienia.
Tymczasem Marcin Najman najpierw obalił swojego rywala, a potem go kopnął. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że ustalono, że walka odbywa się na zasadach boksu. Sportowy celebryta został szybko zdyskwalifikowany.
Kibice byli rozwścieczeni, bo niektórzy specjalnie zapłacili za dostęp do gali Fame MMA 8, żeby zobaczyć tę konkretną walkę. Tymczasem otrzymali dawkę żenady. Zniesmaczony był też Mateusz Borek, który w "Kanale Sportowym" podzielił się swoimi odczuciami.
Czytaj też: Świat sportu ostro o Marcinie Najmanie. "Pokazał kim jest. Tchórz, który bije słabszych"
Dla mnie nie jest to możliwe, nawet jeśli trenujesz różne formuły sportów walki, że przygotowujesz się do konkretnego pojedynku, w konkretnej formule przez dwa miesiące, czyli ja rozumiem, że jeśli normalnie trenujesz i sparujesz, to nabierasz pewnego automatyzmu w zachowaniu - tłumaczył promotor i dziennikarz.
Marcin Najman miał okazję walczyć faktycznie w różnych formułach. Tu jednak ustalenia były jasne i zgodzili się na nie przed walką obaj zawodnicy. Do takiej sytuacji więc dojść nie powinno.
Jeżeli dwa miesiące nikogo nie kopiesz i nikogo nie obalasz, tylko sparujesz na zasadach boksu, to co ci się musi włączyć w głowie, żebyś nagle miał obalić albo kogoś kopnąć? Albo w ogóle nie trenowałeś, albo jesteś tak przerażony, że w ogóle nie wiesz, co robisz - powiedział Borek.
Władze Fame MMA długo nie czekały. Zapowiedziały, że Najman poniesie konsekwencje swojego zachowania. Chodziło nie tylko o złamanie zasad, ale także o zachowanie po dyskwalifikacji. Ma być to koniec kariery zawodnika w organizacji.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.