Ostatnie wyniki Matteo Berrettiniego martwią fanów. W tym roku nie odniósł żadnego znaczącego sukcesu, a już pełne trzy miesiące rywalizacji za nami. W United Cup wygrał trzy mecze, a potem przegrał w I rundzie Australian Open. Pauzował półtora miesiąca, by wrócić do rywalizacji.
W Acapulco, Indian Wells i Miami wygral tylko dwa mecze. Co gorsza - z nikim z czołówki. Wziął nawet udział w dużym Challengerze w Phoenix, gdzie był murowanym faworytem do wygranej i poległ z Aleksandrem Szewczenko, zawodnikiem z drugiej setki rankingu. Nic dziwnego, że fani się martwią.
Sam tenisista nieco to bagatelizuje. - Cieszę się, że tenis jest jednym z najpopularniejszych sportów we Włoszech, że ludzie o mnie ciągle mówią - podkreślił w rozmowie ze Sky.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zaręczyny z Melissą Sattą
Sprawa jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Kibice zarzucają mu, że skupia się na swoim związku, a nie na grze w tenisa. Berrettini zaręczył się bowiem z Melissą Sattą, najbardziej znaną włoską dziennikarką.
Ona sprawia, że się uśmiecham. Nie mogę zrozumieć, jak związek miałby mi utrudniać pracę. Ludzie gadają, bo mają dostęp do mediów społecznościowych. Jestem szczęśliwy i to się liczy - powiedział tenisista.
Melissa Satta jest starsza od swojego wybranka o 11 lat. Urodziła się w Bostonie, ale jest Włoszką. Miała już męża, był nim piłkarz Kevin-Prince Boateng. Ma z nim jedno dziecko - syna.
Ważny czas w ATP World Tour
Przed Berrettinim ważne tygodnie. Tenisista będzie teraz grać na ziemi, na której dobrze się czuje. Przed nim turnieje w Monte Carlo, Rzymie, Madrycie oraz Roland Garros. Później będzie bronić dużo punktów na trawie, gdzie w zeszłym sezonie poszło mu dobrze.
Włoch był już nawet szóstą rakietą świata. Rok temu przed Australian Open zajmował najwyższe miejsce w karierze. W sumie zdobył siedem tytułów i na korcie wygrał ponad 10 milionów dolarów.