Adam Małysz miał drugi raz z rzędu wygrać Turniej Czterech Skoczni. Skakał dobrze, ale na nową gwiazdę niemieckich skoków nie było mocnych. Hannawald robił na skoczni, co chciał. Skakał najdalej i wygrywał z dużą przewagą.
W jubileuszowym, 50. Turnieju Czterech Skoczni nikt nie miał z nim żadnych szans. Wygrał wszystkie cztery konkursy, Zrobił to jako pierwszy skoczek w historii. Jego ekspresyjna radość nie miała końca. Wymachiwał rękoma, unosił zaciśniętą pięść, szalał na zeskoku. W Polsce takie zachowanie Hannawalda odbierano jako brak szacunku do rywala. Niektórzy kibice nienawidzili Niemca. Wszyscy czekali, co wydarzy się w Zakopanem.
Po wielu latach, za sprawą małyszomanii, Wielka Krokiew znów wróciła do Pucharu Świata. Konkursy zgromadziły ogromną widownię. Na trybunach zawody oglądało ponad 20 tysięcy kibiców. Wokół skoczni było trzy razy tyle fanów! Wchodzili nawet na drzewa. Wszyscy czekali na pojedynek Małysza z Hannawaldem. Wielu zabrakło klasy. Rzucali w Niemca śnieżkami, gwizdali i przeklinali po jego skokach. Gdy w pierwszym konkursie stanął na podium, w jego stronę poleciało mnóstwo wyzwisk.
Przed przyjazdem do Zakopanego Hannawald nie spodziewał się aż tak wrogiego przyjęcia. Gdy był już w Polsce, szybko zmienił zdanie.
Po turnieju w 2002 roku moje nastawienie przed wyjazdem do Zakopanego było raczej zupełnie neutralne, ale szybko zdałem sobie sprawę, że jest jakoś inaczej, nie rozumiałem tego jednak - mówi Niemiec w specjalnie rozmowie, publikowanej na WP SportoweFakty, w której uczestniczyli Hannawald, Schmitt, Adam Małysz i dziennikarz Eleven Sports Marcin Gazda.
Zobaczcie to niezwykłe spotkanie po latach prawdziwych legend skoków. Cała rozmowa Hannawalda, Schmitta i Małysza dostępna jest TUTAJ.
Wiedziałem oczywiście, że fizycznie w pewnym sensie byliśmy oddzieleni od fanów barierkami, tak żeby nie mogli podchodzić do nas zbyt blisko, jednak ta cała sytuacja na pewno nie była przyjemna - dodaje.
Martin Schmitt, który w tamtych czasach też był jednym z głównych rywali Małysza, porównał sytuację z Zakopanego do meczu piłkarskiego dwóch odwiecznych rywali: Schalke i Borussii.
W 2002 roku w Zakopanem było może trochę bardziej ostro, ale ja zawsze postrzegałem to tak jak w piłce nożnej, czyli że jest to coś normalnego, kiedy na przykład Bayern jedzie do Dortmundu, to jest tam wygwizdywany, a kiedy Dortmund gra na wyjeździe z Schalke, to z kolei Dortmund jest wygwizdywany. To normalne, że w sporcie są emocje, ale nigdy nie miałem poczucia zagrożenia - podkreśla.
20 lat temu zachowanie polskich fanów zdenerwowało samego Adama Małysza. - Jak można tak robić?! - krzyczał, mając na myśli rzucanie w Hannawalda śnieżkami i wygwizdanie go podczas skoku.
Rok później Niemiec przyjechał do Zakopanego z osobistą ochroną. Okazało się, że niepotrzebnie. Kibice zupełnie zmienili swoje zachowanie. Hannawald z wroga stał się jednym z bardziej lubianych skoczków. Dwukrotnie wygrał w Zakopanem i zebrał porcję braw od tysięcy fanów pod Wielką Krokwią.
Po prawie 20 latach od tamtego wydarzenia, znów jeden ze skoczków podpadł polskim kibicom. Tym razem był to Halvor Egner Granerud, który podczas tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni zdenerwowany wypalił, że Stoch wygrywa tylko dlatego, że ma szczęście do warunków. Później przeprosił za swojej słowa, ale niesmak pozostał.
- Sądzę, że wielu polskich fanów wciąż ma do niego żal za to, co powiedział o Kamilu, ale uważam, że pojawią się możliwości, by to naprawić i wyjaśnić sytuację i wtedy na pewno będzie mu łatwiej skakać - podkreślił Sven Hannawald.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.