Finał Euro 2024 po miesiącu zmagań przyniósł starcie pięknej i bestii. Zachwycającej kibiców Hiszpanii i szczególnie groźnej w końcówkach Anglii, która nie pokazała w Niemczech piękna piłki, ale zawsze na swoim koncie miała jednego gola więcej od rywali. Hiszpanów uważano za faworytów, ale to Wyspiarze znaleźli się w drugim finale ME z rzędu.
Czytaj także: Walczy na Euro 2024. W międzyczasie... zdał maturę
I to nie był przypadek, bo choć Wyspiarze pięknie nie grali, to jednak kolejne fazy Euro 2024 przeskakiwali dość pewnie. Tak samo jak Hiszpanie, którzy zachwycili swoją grą i finezją. A tej w tegorocznych ME wiele nie mogliśmy oglądać, niestety...
Finał zapowiadał się więc jako starcie dwóch gigantów i mecz, który miał zatrzeć obraz turnieju zmęczonych, znudzonych i wyzutych z energii potęg. Przez miesiąc 24 ekipy - w tym reprezentacja Polski - walczyły o prymat na Starym Kontynencie. Zostały dwie potęgi i dwie kompletnie różne futbolowe kultury. Ale tylko jedna miała się cieszyć z triumfu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Początek spotkania był bardzo ostrożny w wykonaniu obu ekip, choć to Hiszpanie rozgrywali piłkę i wywalczyli nawet rzut rożny, a Anglicy cierpliwie czekali na swojej połowie na okazje do kontr. W 8. minucie Nico Williams zakręcił defensywą rywali, ale szybko wyjaśnił wszystko Declan Rice, któremu pomagał waleczny Kyle Walker.
Hiszpanie nacierali głównie lewą flanką, a w 12. minucie Nico Williams już niemal stanął oko w oko z Jordanem Pickfordem. Od szczęścia dzieliły go trzy metry i John Stones, który zdecydowanym wślizgiem powstrzymał rywala. Ale La Furia Roja pokazała, że ma ochotę na siódme z rzędu zwycięstwo w Euro 2024, a Anglicy byli bardzo pasywni.
Aż ruszył odważnie pod bramkę rywali Kyle Walker, który został zablokowany, jednak wywalczył dla Trzech Lwów pierwszy w finale rzut rożny. Gareth Southgate pokazał swojej drużynie, by śmielej zaatakowała na połowie Hiszpanów. I faktycznie Bukayo Saka i Phil Foden zaraz zaczęli szturmować "świątynię" rywali.
W odpowiedzi urwał się rywalom, pierwszy raz w finale, 17-letni Lamine Yamal. Młokos wpadł w pole karne, ale jego strzał szybko został zablokowany przez defensorów.
Obie ekipy grały ostrożnie, dbały przede wszystkim o defensywę, starając się atakować i zaskoczyć rywala. Pierwsze trzydzieści minut gry to były szachy, ale wizualnie Hiszpanie wyglądali lepiej od rywali. Sęk jednak w tym, że w piłce nikt nie przyznaje not za styl, bo liczą się tylko bramki. Tablica na Olympiastadion uparcie wskazywała rezultat 0:0.
W 42. minucie zagapili się po raz pierwszy tak poważnie Anglicy, prostopadłą piłkę dostał Alvaro Morata, ale w porę zablokował go przed bramką Marc Guehi. Hiszpanie nie potrafili szybką grą i pomysłowym rozgrywaniem piłki przerwać defensywnych zasieków rywali. Wyspiarze grali uważnie w obronie, pilnowali każdej piędzi boiska.
A jeszcze w ofensywie Jude Bellingahm zabrał piłkę Daniemu Carvajalowi, podał do Harry'ego Kane'a, ale ten nie zdążył oddać strzału, bo wyrósł przed nim Rodri. I to pomocnik Manchesteru City ocalił drużynę przed groźnym uderzeniem kapitalna Anglików. Jeszcze okazję pod bramką miał Phil Foden i sędzia zaprosił ekipy na przerwę.
Pierwsza połowa nie była wielkim widowiskiem: jeden celny strzał, mało emocji, piłkarskie szachy w najlepszym wydaniu...
Jeśli ktoś narzekał na pierwszą połowę - a narzekał każdy, prawda? - to druga rozpoczęła się od trzęsienia ziemi. W 47. minucie Lamine Yamal pognał prawą flanką, ściął akcję do środka i wyłożył piłkę do Nico Williamsa. 22-latek wpadł w pole karne i bez namysłu pokonał Jordana Pickforda. Finał w Berlinie wreszcie rozpoczął się na dobre.
Nie minęła minuta, a na 2:0 mógł podwyższyć Dani Olmo. Hiszpanowi zabrakło jednak precyzji, a może zimnej krwi. Anglicy, jak bokser po ciężkim nokaucie, starali się wrócić do rywalizacji i nie paść na deski, nim zostaną po raz kolejni skarceni przez rywala. To jednak klasowi piłkarze i szybko okazało się, że nie rzucą białego ręcznika na ring.
Ale mieli wielkie problemy z ruchliwymi i pomysłowymi Hiszpanami. Raz urwał się Alvaro Morata, ale piłkę po jego akcji sprzed bramki wybił John Stones. Po chwili groźnie z dystansu kropnął Nico Williams, piłka nieznacznie minęła bramkę. Anglicy, niemalże w swoim stylu z mistrzostw, nie zrywali się do ataku, za to z mozołem podawali piłkę.
I wtedy Gareth Southgate zrobił coś, w co niewielu mogło uwierzyć: zdjął z boiska Harry'ego Kane'a, dając szansę Olliemu Watkinsowi. Trzem Lwom zostało 30 minut nadziei na odwrócenie losów meczu.
Zaraz zabrali się do roboty Anglicy, a w 63. minucie Jude Bellingham potężnym uderzeniem mógł doprowadzić do remisu. Pomylił się jednak nieznacznie, piłka minęła słupek bramki Hiszpanów o centymetry. W odpowiedzi na bramkę przeciwników pognał Lamine Yamal i tylko Jordanowi Pickfordowi Anglia zawdzięcza to, że nie padł gol na 2:0.
Wyspiarze bili głową w mur. Grali schematycznie, wolno, bez polotu. Dokładnie tak, jak w sześciu poprzednich meczach. Ale w 70. minucie na murawę wszedł Cole Palmer, a już w 73. minucie fetował swojego gola. Piłkę przed pole karne wycofał mu Jude Bellingham, a gwiazdor Chelsea Londyn mocnym strzałem doprowadził do remisu w wielkim finale.
Został kwadrans do końca spotkania, a mecz w zasadzie zaczął się od nowa.
Hiszpanie szybko przenieśli ciężar gry na połowę rywali. Ci zyskali zupełnie nowe siły do walki i nie było już mowy o żadnych kalkulacjach. W 82. minucie mecz powinien rozstrzygnąć Lamine Yamal, tak pięknie podał mu przecież Dani Olmo. Ale znów górą był Jordan Pickford, jeden z bohaterów angielskiej kadry w tym finale.
Golkiper Evertonu musiał jednak skapitulować po raz drugi w niedzielny wieczór. Hiszpanie kapitalnie rozegrali piłkę od środka pola. Ta trafiła na lewo, skąd Marc Cucurella wstrzelił ją mocno przed bramkę. Jako pierwszy dopadł do niej Mikel Oyarzabal i wepchnął do bramki Anglików bez żadnej litości. Hiszpanie znów byli bliżej celu.
Wyspiarze zaatakowali wściekle, Jude Bellingham podał do Ollie Watkinsa, ale ten w polu karnym rywali nie zdołał opanować piłki. Po chwili Anglicy bili rzut rożny, świetnie główkował Declan Rice, ale z linii bramkowej piłkę wybił Dani Olmo. I szybko utonął w objęciach kolegów, którzy dziękowali mu za ratunek w kluczowym momencie.
Hiszpanie zasłużenie wygrali Euro 2024, zwyciężając we wszystkich siedmiu meczach rozegranych w czempionacie. Dokonali tej sztuki jako pierwsza reprezentacja w historii ME. Od niedzieli są najbardziej utytułowaną ekipą na Starym Kontynencie, mają na koncie cztery tytułu. A Anglicy przegrali drugi finał z rzędu. Czyżby do trzech razy sztuka?
Hiszpania - Anglia 2:1 (0:0)
Bramki: Nico Williams (47), Mikel Oyarzabal (86) - Cole Palmer (73)
Żółte kartki: Dani Olmo - Harry Kane, John Stones, Ollie Watkins
Sędziował: Francois Letetexier (Francja)
Widzów: ok. 75 000
Hiszpania: Unai Simon - Marc Cucurella, Aymeric Laporte, Robin Le Normand (83. Nacho Fernandez), Dani Carvajal - Fabian Ruiz, Rodrigo Cascante (46. Martin Zubimendi), Dani Olmo - Nico Williams, Alvaro Morata (68. Mikel Oyarzabal), Lamine Yamal (89. Mikel Merino).
Anglia: Jordan Pickford - Marc Guehi, John Stones, Kyle Walker - Luke Shaw, Declan Rice, Kobbie Mainoo (70. Cole Palmer), Bukayo Saka - Jude Bellingham, Harry Kane (61. Ollie Watkins), Phil Foden (89. Ivan Toney).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.