Hiszpania jest jednym z krajów, które najmocniej odczuły drugą falę pandemii. W zeszłym tygodniu stała się pierwszym europejskim państwem, który odnotował ponad milion potwierdzonych przypadków koronawirusa. Liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 wynosi więcej niż 35 tys.
Każdego dnia pojawia się coraz więcej nowych przypadków, dziennie ponad 23 tysiące. Wzrosła też liczba zgonów - tylko w ostatnią sobotę zmarło 239 osób.
Co gorsza, według ekspertów statystyki mogą iść w górę. Dlatego też hiszpański rząd zdecydował się na wprowadzenie ostrych restrykcji. Od niedzieli w kraju panuje stan wyjątkowy. Wprowadzono godzinę policyjną - między godz. 23 a 6 rano ludzie nie mogą wychodzić z domów.
Co więcej, wszystkie 17 regionów autonomicznych w Hiszpanii może wprowadzić dodatkowe restrykcje. Należy do nich m.in. zamknięcie swoich granic. Trudna sytuacja panuje w Galicji, gdzie w ostatnich dniach zanotowano rekordową liczbę nowych przypadków.
Wprowadzono stan wyjątkowy, mamy godzinę policyjną, ale długość jej trwania zależy od danego regionu, czasami obowiązuje już od godz. 20, czasami od 23 i trwa do 6 rano. Zaczyna się naprawdę źle dziać, choć najgorzej jest w Madrycie czy Barcelonie. Tam już sytuacja wisi na włosku, ludzie boją się, że zaraz zostaną zamknięci w domach na dobre - mówi nam Michał Kałuża, mieszkający w regionie Galicji bramkarz reprezentacji Polski w futsalu.
W Hiszpanii nie chcą lockdownu
21-latek gra w klubie Pescados Ruben Burela, występującym w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gdy rozmawialiśmy z nim w lipcu, przekonywał, że powrót obostrzeń będzie dla Hiszpanów najgorszą rzeczą z możliwych i że ciężko będzie im się ponownie przyzwyczaić do ostrych restrykcji.
Bardzo możliwe, że stan wyjątkowy będzie obowiązywał aż do maja. Słyszałem też plotki, że zostanie skrócony do marca. W tym momencie jest to nie do przewidzenia. Koledzy z drużyny reagują podobnie jak ja. Każdy z nas żyje z piłki i dba o zdrowie swoje i najbliższych. Dzięki temu rozgrywki mogą zostać dokończone - ocenia.
Polak cieszy się, że mieszka w Bureli, liczącej mniej niż 10 tysięcy mieszkańców.
Od kilku miesięcy policja krąży po mieście, wiem że straszą mandatami za nieprzestrzeganie restrykcji, ulice są sprawdzane regularnie. Mamy tutaj szpital, który obejmuje kilka wiosek. Jednak z tego, co czytałem, bardzo rzadko zdarza się tu hospitalizacja zakażonych koronawirusem. To na pewno plus mieszkania w mniejszej miejscowości - mówi.
Podczas ostatniego spotkania ligowego swojego zespołu z drużyną z regionu Navarra, gdzie epidemia szczególnie daje się ludziom we znaki, mógł jednak doświadczyć, jak koronawirus wpływa na każdą dziedzinę życia, w tym sport.
Podczas wyjazdu na mecz z Osasuną mogłem się przekonać, jak koronawirus może zmienić rozgrywki. W regionie Navarra wyniki zakażonych są naprawdę wysokie. Jechaliśmy tam w dniu meczu, bo był problem z hotelami. Dojechaliśmy dopiero dwie godziny przed rozpoczęciem, przebieraliśmy się w hotelu, potem na trybunach, nie mogliśmy skorzystać z szatni. Po meczu prosto do autokaru, hotel, jedzenie na wynos i powrót do domu. Nie było wyjścia - ujawnia.
Reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw Europy z 2018 roku, powtarza, że najgorsze byłoby zawieszenia rozgrywek. Liga Nacional de Futbol Sala wystartowała zaledwie kilka tygodni temu, a drużyna naszego rodaka spisuje się bardzo dobrze.
Ambitna walka o skład
Po sześciu kolejkach Pescados Ruben Burela zajmuje 9. miejsce w tabeli z ośmioma punktami na koncie. Na dodatek Kałuża, którego celem na najbliższe miesiące była przede wszystkim nauka i rozwój, rozegrał aż cztery mecze.
Trener zapowiedział nam wcześniej, że będzie stosował rotację. Miała ona występować co dwie kolejki, jednak drugi bramkarz trafił na kwarantannę, więc sytuacja się zmieniła. Fajnie, że zagrałem cztery mecze z rzędu. Czuję, że ludzie są ze mnie zadowoleni, słyszę na swój temat pozytywne opinie - mówi.
Kałuża dostrzega, że dzięki treningom z czołowymi zawodnikami staje się lepszym bramkarzem. - Czuję, że się rozwijam, że jest lepiej niż w ubiegłym roku. Wtedy trochę mi brakowało, widziałem swoje mankamenty na tle innych. Teraz nabrałem pewności siebie, zauważyłem postępy. Także osoby z boku - trenerzy z Polski, znajomi, którzy rzadziej oglądają moją grę, mówią, że jest lepiej. Tylko się cieszyć - stwierdził.
W klubie Polaka dbają o bezpieczeństwo i zdrowie wszystkich zawodników oraz trenerów. Jego zdaniem dużo zależy też jednak od nich samych.
Na szczęście u nas nie było jeszcze ani jednego pozytywnego przypadku, co pokazuje, że wszyscy zachowują się odpowiedzialnie. Badania przechodzimy mniej więcej co tydzień, przed każdym treningiem mamy sprawdzaną temperaturę. Nakaz noszenia masek obowiązuje od dawna, więc można było się przyzwyczaić - przekonuje.
W klubie mamy podział na dwie szatnie, jednak gdy dochodzi do przedmeczowej odprawy, wszyscy jesteśmy w jednym pomieszczeniu. To jest po prostu nie do uniknięcia. Nowe zasady ogłoszono nam już pierwszego dnia, ale poza klubem nikt nas za rękę nie trzyma. Mamy po prostu unikać niepotrzebnych wyjść - dodaje.
21-latek cieszy się, że nie jest już w Hiszpanii sam. Od kilku tygodni w odległej o dwie godziny jazdy Campostelii studiuje jego dziewczyna. Para liczy, że uda im się wrócić do Polski na Święta Bożego Narodzenia.
Nie chcemy się za bardzo nastawiać, żeby nie uniknąć rozczarowania. Będzie ciężko, bo przecież w Polsce sytuacja też jest trudna, nie chcę trafić na obowiązkową kwarantannę. Liczymy jednak, że się uda - kończy.