Łukasz Dynowski: W ostatniej walce - z "Don Kasjo" - zrobił pan niezłą rozróbę. Żałuje pan?
Marcin Najman: Nie, absolutnie. Nie mogę mieć pretensji do siebie w sytuacji, kiedy ktoś w tak perfidny sposób wciąga do tego moją rodzinę. Jeśli nie przestrzega żadnych reguł życiowych na konferencjach, to niech się nie spodziewa, że ja będę przestrzegał reguł wobec niego w oktagonie. Jest takie powiedzenie: "kto sieje wiatr, ten zbiera burzę".
To było planowane? Jak pan wchodził do oktagonu, to wiedział już, że tak to się potoczy?
Nie, chciałem przestrzegać reguł. Po prostu w przypływie emocji poszedłem najkrótszą drogą, żeby go zbić. Na tym zależało mi najbardziej.
Była ostatnio jeszcze jedna osoba, którą chciał pan zbić – Krzysztof Stanowski.
W życiu nie chciałem pobić Stanowskiego! Nigdy bym go nie uderzył, bo to tak, jakby uderzyć osobę niepełnosprawną.
To jak to było?
Cała ta nasza dyskusja rozpoczęła się od tego, że on i jego koledzy bardzo ubolewali nad tym, że Polsat zablokował ich transmisję. Stanowski bardzo nachalnie starał się podkreślać, że to była zbiórka charytatywna. A ja mu tylko przypomniałem, że jednego człowieka, który wylicytował charytatywną kolację u nich, traktowali jak g***o. Ten człowiek wylicytował kolację z nimi, ale do kolacji nie doszło, w końcu musiał dzwonić do nich na live’a i prosić się o to spotkanie.
Mi chodziło po prostu o to, żeby Stanowski nie grał tak ludziom emocjach. A on zaczął reagować bardzo chamsko. Odpisywał mi na przykład na Twitterze: "Zamknij mordę". Ja mu odpowiedziałem, że w mordę to może co najwyżej liścia wyłapać. I wtedy on zaczął mnie wyzywać na pojedynek.
Dzisiaj oczywiście mówi, że to wszystko to był żart. A ja uważam, że kiedy on to pisał, to wcale to żart nie był. Oni tam w tych swoich live’ach często występują w dziwnym stanie. Mi się wydaje, że on właśnie w tym dziwnym stanie był, kiedy pisał. A na drugi dzień, kiedy był już stanie normalnym, to zrozumiał, co zrobił. I dlatego taka reakcja.
Co to znaczy "w dziwnym stanie"?
Wie pan, o czym mówię. Nie udawajmy i nie róbmy z czytelników idiotów.
Trochę się pan, z tą torbą na ramieniu, na Stanowskiego naczekał.
Stanowski był w tym budynku – zdjęcia zrobił momentalnie i wrzucił na social media. Gdybym nie przyjechał, on wyszedłby wtedy z kamerą i zaczął ogłaszać, jakim to ja jestem tchórzem. Powtarzam – nigdy w życiu bym go nie uderzył. Natomiast gdyby on chciał mnie uderzyć, nie dałby po prostu rady.
Przejdźmy do "Taxi Złotówy". To naprawdę pana ostatnia walka czy tylko pan tak mówi i się jeszcze zobaczy? Bo kończy pan już karierę od jakichś 10 lat.
Niektórzy mówią, że od 17! Wyciągnęli mi taką deklarację z 2003 roku. Ale wszystko ma swój koniec i nawet moje walki pożegnalne muszą się kiedyś zakończyć.
Tak serio, serio? Sporty walki bez Najmana?
Więcej już z siebie nie wycisnę! Ale wiem, o czym pan mówi. Ta przestrzeń medialna w sportach walki trochę straci. Nie twierdzę, że dużo, ale trochę kolorytu na pewno ubędzie. Tak naprawdę to ja chciałbym walczyć dalej, tylko nie pozwala mi na to już moje ciało. Miałem tyle kontuzji i mam tyle kontuzji jeszcze do zoperowania, że naprawdę nie jestem już w stanie tego robić.
Kibice czasem psioczą, ale chyba chcą pana oglądać, bo w rankingu Google’a za rok 2020 był pan na piątym miejscu wśród najczęściej wyszukiwanych sportowców w Polsce. Tuż za Michaelem Jordanem, a przed np. Lewandowskim.
Jestem tym szczerze zaskoczony, ale dużo się działo w ostatnich piętnastu miesiącach, wygrane głośne walki z "Bonusem" i "Lwem" [z "Bonusem BGC" Najman walczył w październiku 2019 r. - przyp. red.], przegrana z "Bestią", wygrana w teleturnieju "Jaka to melodia". Ale piąte miejsce? To zaskoczenie! Chcę wziąć za to odpowiedzialność. Postanowiłem, że będę kontynuował nagłaśnianie tragedii dzieci. Tak jak było z Maciusiem Cieślikiem z Pszczyny. Chłopiec cierpi na SMA, potrzeba było 9 mln zł na lek. I te pieniądze udało się zebrać. Można więc sławę ukierunkować na pozytywne aspekty życia.
Co pan myśli o "Taxi Złotówie"?
Myślę, że czeka mnie trudna przeprawa. Gość jest dużo młodszy, zmotywowany, trenuje w dobrych klubach. Widzę, że na sparingach się nie oszczędza, bo cały czas oczy ma podbite. Dla niego to ogromna szansa. Pamiętam, jak się czułem, jak sam byłem młody i walczyłem z Mariuszem Wachem. Wiem, co jest w głowie tego chłopaka. Będę się więc musiał napocić, żeby wygrać. Natomiast – bez względu na wynik – po walce w oktagonie pojawi się tort, konfetti i na pewno będzie to miłe zakończenie w sportowej atmosferze.
I co na tej emeryturze będzie pan robił?
Wychodzę z założenia, że nie ma co planować. To znaczy oczywiście jakieś założenia trzeba mieć, ale jest takie powiedzenie: "jak chcesz rozśmieszyć Boga, to powiedz mu o swoich planach". Mimo to jakiś plan mam - w połowie roku planuję wydać swoją biografię, którą skończyłem pisać pod koniec grudnia. "Niegrzeczny żywot Najmana" - tytuł wydaje mi się adekwatny do treści.
Na koniec trzy słowa do hejterów.
Wszystkie dobrego w nowym roku, daj wam Boże.
Czytaj też: Sylwester u Marcina Najmana. Pokazał zdjęcia
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.