Noah Lyles to jeden z bardziej utytułowanych sprinterów na świecie. Już w 2016 roku został w Bydgoszczy podwójnym mistrzem świata juniorów. Trzy lata później zgarnął dwa złote medale na seniorskim czempionacie w Dosze. Dołożył do tego złoto i srebro w Eugene.
Podczas tegorocznych mistrzostw w Budapeszcie nie miał sobie równych. 26-latek z Gainesville w stanie Floryda zapisał przy swoim nazwisku trzy kolejne tytuły - był górą na 100 i 200 metrów oraz w sztafecie 4x100 metrów.
W ten sposób dorównał Usainowi Boltowi. Legendarny Jamajczyk z trzema złotymi medalami wyjeżdżał z igrzysk w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016), a także mistrzostw świata w Berlinie (2009), Moskwie (2013) oraz Pekinie (2015).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas jednej z konferencji prasowych Lyles zwrócił uwagę na ważną kwestię. Odniósł się do wydarzeń z rozgrywek amerykańskich. Zwycięzcy takich lig jak NBA czy MLB tytułują się bowiem... mistrzami świata.
Wiecie, rzeczą, która najbardziej mnie rani, jest oglądanie finałów ligi NBA i oni mają wypisane tam tytuły "mistrzowie świata". Mistrzowie świata czego? Stanów Zjednoczonych? - mówił Lyles.
Nie zrozumcie mnie źle. Kocham USA, ale to nie jest świat. My jesteśmy światem. Mamy tutaj sportowców z prawie każdego kraju na świecie, którzy walczą, pokazują swoją flagę, pokazując, że są reprezentantami kraju. Nie ma flag w NBA - dodał trzykrotny mistrz świata.
Mistrzostwa świata w Budapeszcie były umiarkowanie udane dla reprezentacji Polski. Srebro w rzucie młotem wywalczył Wojciech Nowicki, a druga na 400 metrów była Natalia Kaczmarek. Zmagania zakończą się w niedzielę, 27 sierpnia.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.