Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...
Marcin Lewicki
Marcin Lewicki | 

Ojciec Natalii dostał wycenę. "Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić"

135

Rodzice 5-miesięcznej Natalki walczą z czasem. Założyli zbiórkę pieniędzy, bo ich córka wymaga pilnej operacji. Ta kosztuje 1,5 mln zł. Bez niej dziewczynka nie ma szans na normalne życie. - Natalka ma bardzo niską saturację, na poziomie 80-85. Męczy ją nawet wypicie 100 ml mleka - mówi nam Piotr Krajna, ojciec dziewczynki.

Ojciec Natalii dostał wycenę. "Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić"
Rodzice walczą z czasem. Chcą uratować dziecko (Facebook)

Rodzice 5-miesięcznej Natalki Krajna uważają, że przyjście ich dziecka na świat to cud. Już w czasie ciąży wiedzieli, że dziewczynka urodzi się z poważną wadą serca i obawiali się, że ją stracą. Dziecko ma zespół niedorozwoju lewej komory serca.

Tuż po porodzie konieczna była operacja ratująca życie dziewczynki. Lekarze podłączyli ją do sztucznego płuco-serca. Jej własne serce za słabo się kurczyło. Koszt takiego zabiegu to 50 tys. zł. Chociaż wszystko refundował NFZ, rodzice zaczęli zdawać sobie sprawę, jak kosztowne może być leczenie ich dziecka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: 8 mln dzieci zagrożonych biedą

Natalka była silna i po kilku tygodniach zaczęła samodzielnie oddychać. Przeżyła poród i operację, chociaż dom zobaczyła po dwóch miesiącach od narodzin. Teraz walczy o powrót do normalnego funkcjonowania.

5-miesięczna dziewczynka nie może być w pełni aktywna. Bardzo szybko się męczy. Przerasta ją nawet spożywanie mleka.

Jednokomorowe serce to ogromne ryzyko. Takie życie wiąże się z dużymi powikłaniami i problemami. Człowiek żyje na pół gwizdka. Zabójczy może być każdy wysiłek. Natalka ma bardzo niską saturację, na poziomie 80-85. Męczy ją nawet wypicie 100 ml mleka - tłumaczy w rozmowie z o2.pl Piotr Krajna, ojciec dziewczynki.

W Polsce rodzicom zaproponowano operację na jedną komorę serca. Ta miała odbyć się w listopadzie. Gwarancja? Tej rodzicom nikt nie dał. Lekarze wprost tłumaczyli, że nie są pewni efektów zabiegu. Zupełnie inaczej do sprawy podeszli lekarze ze Szwajcarii.

To oni zaproponowali, że są w stanie naprawić serce Natalki. Problemem jest jednak koszt zabiegu. To 1,5 mln zł.

Ta wycena nas dobiła. Ja byłem rozbity. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Było niezwykle trudno. Jak tu się pozbierać? Ostatecznie wzięliśmy się w garść. Poukładaliśmy sobie temat w głowie. Teraz można powiedzieć, że sobie radzimy - mówi nam Piotr Krajna.

Mężczyzna dodaje, że "niestety, nikt w Polsce nie chce podjąć się tak skomplikowanego zabiegu". Z kolei klinika w Genewie wysłała szczegółową rozpiskę kosztów. Rodzice muszą zapłacić za "badania laboratoryjne, usługi medyczno-techniczne, leki, karetkę, opiekę pielęgniarską, zakwaterowanie".

Kosztorys podzielony na punkty zawiera wiele pozycji. Ceny niektórych to ok. 100 tys. zł. Chociaż rodzicom ciężko jest pogodzić się z tym, że kwota operacji jest astronomiczna, to walczą o życie swojej córki.

Nie wiemy, dlaczego tyle to kosztuje. W listopadzie leci tam inna rodzina. Koszt ich zabiegu to ok. 950 tys zł. Wiemy, że córka będzie musiała mieć dwuetapowy zabieg. Całe szczęście, jest to już łączny koszt - tłumaczy ojciec dziecka.

Piotr Krajna zaznacza, że rodzina działa jak w automacie. Mówi nam, że "nie ma w ich postępowaniu rozsądku i chłodnej analizy". Podkreśla, że rodzice kierują się dobrem dziecka i emocjami. Z emocji powstała zbiórka. Rodzice muszą się spieszyć, bo termin operacji zaplanowano na grudzień.

Przejedzie 800 kilometrów i przebiegnie maraton. Chce uratować córkę

To właśnie emocje kierowały Piotrem Krajną, gdy podejmował decyzję o swojej wyprawie rowerowej. W ciągu dwóch tygodni przejedzie łącznie ponad 800 km z Łeby do Warszawy. W stolicy przebiegnie maraton. Dodaje, że być może ruszy w dalszą drogę. Chce w ten sposób nagłośnić zbiórkę na swoje dziecko.

Mam świadomość, że kwota jest ogromna. Pomimo ogromnych serc naszych bliskich, nie byliśmy w stanie sami zebrać tej sumy. Postanowiłem, że ruszę w Polskę rowerem. Rozmawiam z ludźmi. Czuję, że ludzie mnie wspierają - tłumaczy swój pomysł Krajna.

Jednocześnie ojciec Natalki już widzi pierwsze efekty swojej akcji. Zaczyna być rozpoznawalny. W gdyńskim salonie samochodowym pracownicy już słyszeli o jego akcji. Niektórzy zaczepiają go na ulicy.

Ludzie już zaczynają mnie kojarzyć. Raz zatrzymał mnie mężczyzna, który jechał samochodem turystycznym. Sam rozpowszechnił informację o zbiórce. Życzył powodzenia. Na drodze spotykam rowerzystów, biegaczy, wielu społeczników. Wszyscy pomagają mi w zbiórce - opisuje mężczyzna, który podkreśla, że jest zaskoczony pozytywnym odbiorem akcji.

Ostatecznie Piotr Krajna chce dojechać do Zakopanego. Ma zamiar rozmawiać ze znanymi osobami, które mogłyby udostępnić zbiórkę. Mówi, że nie przygotowywał się do akcji specjalnie. Chce po prostu pomóc dziecku.

Trochę biegam, ale nie jest to nic spektakularnego. Muszę pomóc córce. Żona nie jest zadowolona z mojego pomysłu. Bardzo się boi. Nic dziwnego. Jeżdżę w dzień i w nocy. Siedząc w domu nie pomogę jednak Natalce - dodaje Piotr Krajna.
Trwa ładowanie wpisu:facebook

Mężczyzna ściga się z czasem. Chociaż na razie stan jego dziecka jest stabilny, nie wiadomo co czeka go w kolejne dni.

Dziś córka czuje się w miarę dobrze. Jej stan jest stabilny. Nie mamy jednak żadnej gwarancji, że nie zmieni się na gorsze w przeciągu kilku godzin. Dlatego musimy działać - kończy ojciec Natalki.

Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Które z określeń najlepiej opisują artykuł:
Zobacz także:
Wróć na
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem strony Kliknij tutaj, aby wyświetlić