Hilaree Nelson w poniedziałek dotarła na szczyt Mount Manaslu w Nepalu ze swoim partnerem Jimem Morrisonem. Tego samego dnia dwie osoby zginęły, a kilkanaście rannych spadło w lawinie na ten sam szczyt.
Niestety, dramat rozegrał się podczas zjazdu na nartach ze szczytu. W pewnym momencie Amerykanka spadła z dużej wysokości do pionowej szczeliny. Od tamtej pory nie było z nią kontaktu.
BBC - powołując się na świadków - informowało, że 49-letnia Nelson poślizgnęła się i wpadła w szczelinę o długości 600 m w lodzie, zaledwie 15 minut po osiągnięciu szczytu. Inni wspinacze, którzy byli z nimi, donosili, że "jej ostrze ześlizgnęło się i tym samym spadła po drugiej stronie szczytu".
Morrison, partner Nelson, był w stanie bezpiecznie wrócić do obozu.
Tragiczne wieści
Przez trzy dni trwały poszukiwania, w których wykorzystano helikoptery. W środę 28 września namierzono jej ciało na zboczu Larke Peak, o czym informuje portal thehimalayantimes.com.
Ratownicy już wydobyli ciało alpinistki i przenieśli je do bazy. Niebawem zwłoki Nelson zostaną przetransportowana samolotem do Katmandu.
Nelson i Morrison są jednymi z najbardziej uznanych narciarzy i alpinistów na świecie. W 2018 roku jako pierwsi zjechali na nartach z Mount Lhotse w Nepalu, czwartego co do wysokości szczytu na świecie.
49-letnia alpinistka była bardzo ceniona w środowisku. Była pierwszą osobą, której udało się zjechać na nartach ze szczytu Papursa Peak i jako pierwsza zjechała ze wszystkich pięciu "Świętych Szczytów". Była także pierwszą kobietą, która w ciągu doby wspięła się na Everest i Lhotse.