Markus Eisenbichler póki co nie może zaliczyć występu na igrzyskach olimpijskich w Pekinie do udanych. W pierwszym konkursie na skoczni normalnej sensacyjnie nie awansował do drugiej serii. Dzień później trener pominął go przy ustalaniu składu na zawody drużyn mieszanych, ale tam i tak Niemcy medalu nie zdobyli.
Czytaj też: Amerykanka reprezentuje Chiny. Ma tego dość
W środę najlepsi skoczkowie na świecie wrócili na chińskie obiekty. Tym razem przenieśli się jednak na większą skocznię. Jej rozmiar wynosi 140 metrów. Treningi nie poszły jednak po myśli Eisenbichlera. Na pierwszym był 18., na drugim 12., a na trzecim dopiero 52.
Ten trzeci skok nie wyszedł mu zupełnie. Niemiec osiągnął zaledwie 108 metrów. W sumie wyprzedził tylko dziewięciu rywali. Gdyby to były kwalifikacje, nie oglądalibyśmy go w walce o medale olimpijskie na dużej skoczni.
Eisenbichler ma prawo być zły. Zresztą tuż po ostatniej próbie dał upust swoim emocjom. Wydał z siebie ryk, który niósł się po całej skoczni.
Ryk Eisenbichlera po 3. skoku treningowym słychać było chyba przy chińskim murze" - napisał w mediach społecznościowych dziennikarz TVP Sport, Mateusz Leleń.
W czwartek Eisenbichler będzie mógł się poprawić, bo na skoczni w Zhangjiakou zaplanowano trzy kolejne serie treningowe. W piątek odbędą się kwalifikacje, a w sobotę zawodników czeka walka o medale.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.