Tłum kibiców obserwował poczynania biegaczy przed Pałacem Buckingham. Największą gwiazdą imprezy był Mo Farah, wielokrotny mistrz świata i Europy.
Kibice przecierali oczy ze zdumienia, gdy to nie Farah przekroczył linię mety jako pierwszy. Legendarny biegacz został pokonany przez... amatora Ellisa Crossa.
25-latek na co dzień pracuje na pół etatu w sklepie sportowym. Biega dla przyjemności i żeby wziąć udział w imprezie, opłacił wpisowe w wysokości 37 funtów (200 zł).
Kiedy ustawiam się na starcie, muszę być najlepszym sportowcem, jakim tylko mogę być i muszę wierzyć, że wygram. W momencie, w którym jestem, wygląda na to, że jest o wiele więcej do zrobienia - powiedział w rozmowie z "The Sun".
Czytaj także: Gwiazdor rzucił wyzwanie. Niby emerytura, a praca wre
Farah przekazał także ważne informacje. Wszystko wskazuje na to, że zakończy karierę na stadionie. Niewykluczone, że wystartuje jeszcze w Igrzyskach Wspólnoty Narodów w Birmingham. Zawodnik, który go pokonał, był w siódmym niebie.
Nikt nie wie, kim jestem. Jestem tylko biegaczem klubowym. Nie dostałem się do elitarnej grupy: musiałem opłacić wpisowe, spać we własnym łóżku, obudzić się o szóstej rano i wsiąść do pociągu - tłumaczył sensacyjny zwycięzca.
Kiedy biegłem, wszyscy wołali Mo, bo wiedzą, kim jest, a ja nie miałem swojego imienia na numerze startowym. To niewiarygodne - zakończył.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.