Boliwijczyk Erwin Tumiri był jednym z członków załogi feralnego lotu z udziałem drużyny Chapecoense zmierzającej na finał Copa Sudamericana przeciwko Atlético Nacional w listopadzie 2016 roku. Jednakże tamta podróż skończyła się tragicznie. Samolot rozbił się o górskie zbocze oddalone około 20 kilometrów od celu podróży. Wówczas śmierć poniosło 71 osób z 77 znajdujących się na pokładzie samolotu.
Wśród sześciu ocalałych znalazł się technik lotniczy Erwin Tumiri. Co więcej, Boliwijczyk miał najmniejsze obrażenia spośród wszystkich. Doznał stłuczeń i drobnych rozcięć skóry. Już wtedy można było mówić, że miał ogromne szczęście.
Od tamtego czasu wiódł spokojne życie i wydawało się, że tragedia z 2016 roku to już przeszłość. Jednakże jak donoszą dziennikarze "El Tiempo", Boliwijczyk ostatnio jechał autobusem, który uczestniczył w poważnym wypadku drogowym.
Zobacz także: Kolejny konflikt na linii TVP-PZPN
Pojazd z 52 pasażerami na pokładzie wypadł z autostrady i spadł kilkadziesiąt metrów w dół wąwozu. W tym wypadku zginęło 21 osób, a wśród ocalałych znalazł się właśnie Erwin Tumiri. Tragiczne zdarzenie miało miejsce nieopodal miasta Ivirgarzama.
Erwin czuje się dobrze, dzięki Bogu. Rozmawiałam z nim. To wszystko dzięki Bogu, który ciągle o nas dba - cieszy się siostra Erwina Tumiriego.
To jest wręcz nieprawdopodobne, aby w ciągu kilku lat ktoś miał aż tak wiele szczęścia. Miejmy nadzieję, że mimo wszystko to już koniec tego typu przygód z udziałem Boliwijczyka.
Zobacz także: Niebywały wyczyn rosyjskiej gwiazdy