Casey Dawson zajął 28. miejsce w stawce 29 panczenistów w wyścigu na 1500 metrów. Dobrego wrażenia nie robił również osiągnięty przez niego w Pekinie czas, ale Amerykanin i tak był zadowolony po ukończeniu wyścigu. Dla niego najważniejsze było uczestnictwo w igrzyskach olimpijskich, które bardzo długo stało pod znakiem zapytania.
Problemy rozpoczęły się w styczniu, kiedy to Dawson uzyskał pozytywny wynik testu na koronawirusa. W trzech tygodniach przed wyścigiem przeszedł aż 45 badań. Jeszcze przed wylotem ze Stanów Zjednoczonych do Chin potrzebował czterech z rzędu negatywnych testów, żeby w ogóle rozpocząć podróż do Azji.
Dawson wsiadł ostatecznie na pokład samolotu i zdążył na drugi z planowanych startów w igrzyskach. Do Pekinu dotarł na kilka godzin przed wyścigiem, ale zamiast koncentrować się na zadaniu, musiał zmierzyć się z kolejnym problemem.
W drodze zaginął bagaż sportowca, w którym przechowywał płozy do butów łyżwiarskich. Tym razem na pomoc ruszył inny olimpijczyk. Łotysz Haralds Silovs użyczył Dawsonowi swój sprzęt, a szczęśliwiec wystartował w pożyczonych łyżwach. Po tylu perypetiach reprezentant USA po prostu cieszył się tym, że jest na starcie i dojechał do mety. - Spełniłem marzenie - napisał na Instagramie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.