Koronawirus w Nowej Zelandii pojawił się na przełomie lutego i marca. Tamtejszy rząd zareagował niezwykle szybko, a na efekty nie trzeba było długo czekać.
Wprowadzono obostrzenia mające zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się koronawirusa. To podziałało - mówił w maju Jake Turner, nowozelandzki żużlowiec.
Czytaj także: Gwiazdor MMA atakuje prezydenta Francji. "Niech Wszechmogący oszpeci twarz tej szumowiny"
Wprowadzenie lockdownu i restrykcji pomogło. Mieszkańcy Nowej Zelandii przez blisko dwa miesiące żyli w zawieszeniu, a zdjęcia pustych ulic Auckland przyprawiały o dreszcze. Jeszcze w maju zrezygnowano z noszenia maseczek, zaczęto odmrażać gospodarkę, a 8 czerwca premier ogłosiła, że wszyscy zakażeni wyzdrowieli.
Nowa Zelandia pod dowództwem premier Ardern podjęła jedne z najszybszych i najsilniejszych działań przeciwko eskalacji pandemii. Skutecznie wyeliminowali COVID w swoim kraju - napisał na Twitterze amerykański dziennikarz Brian Tyler Cohen.
Pokonali koronawirusa
Kiedy cały świat skupiał się na walce z pandemią, w Nowej Zelandii nastąpił powrót do wcześniejszej rzeczywistości. 13 czerwca odbyła się pierwsza impreza masowa.
Mecz rugby przyciągnął tłumy. Spotkanie pomiędzy Otago Highlanders i Waikato Chiefs obejrzało blisko 20 tys. osób - bez maseczek i zachowywania bezpiecznego dystansu. Zdjęcia z tego wydarzenia obiegły świat.
To wisienka na torcie w walce tego kraju z pandemią - napisała na łamach "The Guardian" Leni Ma'ia'i.
Nawrót epidemii
Przez ponad trzy miesiące w kraju nie odnotowano żadnego zakażenia. Później wybuchło ognisko w Auckland, największym nowozelandzkim mieście. Również wtedy działania były zdecydowane.
Całe miasto poddano kwarantannie. Należy podkreślić, że choć mowa o ognisku koronawirusa, codziennie notowano po zaledwie kilka bądź kilkanaście zakażeń. Niedługo później odtrąbiono kolejny sukces.
Od marca na COVID-19 zachorowało niespełna dwa tysiące osób. Oznacza to zaledwie... 437 zakażenia na milion mieszkańców. Zmarło łącznie 25 osób.
Czytaj także: Cristiano Ronaldo ciężko przechodzi koronawirusa? Fani są zmartwieni po ostatnim wpisie
Pełne stadiony
To, co niemal na całym świecie wydaje się odległym marzeniem, w Nowej Zelandii stało się normą. Wypełnione po brzegi stadiony nikogo już nie dziwią.
11 października 30 tys. osób obejrzało mecz rugby. Drużyna "All Blacks", duma Nowozelandczyków, zmierzyła się w Wellington z Australią. Było to pierwsze międzynarodowe wydarzenie w kraju od siedmiu miesięcy.
Tydzień później padł kolejny rekord frekwencji w czasach pandemii. Na Eden Park w Auckland zjawiło się 46 tys. kibiców - rzecz jasna bez środków ochrony, do jakich powoli przyzwyczaja się cały świat.
Koronawirus na świecie
Na całym świecie trwa walka z pandemią. Od samego początku odnotowano 45,5 mln przypadków zakażenia. Najwięcej (9,12 mln) w Stanach Zjednoczonych. 30,6 mln osób uznaje się za wyleczone, natomiast zmarło 1,2 mln chorych.
W Polsce notowane są rekordowe liczby zakażeń. Rząd regularnie wprowadza kolejne restrykcje. Obecnie stadiony są zamknięte, a niewykluczone, że część rozgrywek zostanie zawieszonych.
Świat patrzy na Nową Zelandię z coraz większą zazdrością. I to pomimo faktu, że wprowadzone na początku pandemii obostrzenia były bardzo rygorystyczne.
Żadnej szczepionki. Zamknęliśmy granicę, zrobiliśmy skalowaną serię blokad - od super rygorystycznych trwających sześć tygodni, do stopniowego ograniczania restrykcji. Pozostaliśmy w naszych bańkach, stosowaliśmy dystans społeczny, nosiliśmy maski, słuchaliśmy poleceń i troszczyliśmy się o siebie. Rząd również wkroczył ze wsparciem finansowym - napisała na Twitterze jedna z Nowozelandek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.